czwartek, 14 maja 2009

Rattanakiri

W poszukiwaniu Kambodzy

Turystyczne enklawy, zatloczona stolica - postanowilismy poszukac prawdziwej Kambodzy. W koncu to kraj wspanialej, pierwotnej dzungli, kraina malych, odcietych od swiata wiosek... Nie jest to latwe - w Kambodzy drogi sa w oplakanym stanie, do wielu miejsc w ogole nie da sie dostac - kolejna "pamiatka" po Czerwonych Khmerach - Pol Pot postanowil zlikwidowac system drog i do dzis Kambodza nie moze sobie poradzic z jego odbudowa. Wybralismy Rattanakiri - prowincje na polnocnym-wschodzi kraju.

No - ile jestesmy w podrozy? 4 miesiace? Nieprawda - obchodzimy juz 5 (!!!) raz Nowy Rok!!! Znowu! Pierwsze "nasz", potem starorosyjski, potem chinski, ktory mocna nasza podroz utrudnil, potem tybetanski - teraz znowu - buddyjski! Wiec swietujemy :) Zaczyna sie 2552 rok...

Jechalo nam sie zle - w Kambodzy autobusy sa drogie - przynajmniej dla nas, turystow - nigdy zreszta nie wiadomo od czego zalezt cena - bo bilet na ten sam dystans moze kosztowac 5, a moze i 20 dol - nigdy nie wiadomo... Nie raz w agencji turytycznej jest o wiele taniej niz na dworcu.
Droga z Siem Repa do Rattnakiro zajela nam 3 dni - po drodza zatrzymujemy sie w miastach - brudnawo, paskudne jedzenie, ceny na nasz widok szybujace w gore, ludzie niezbyt mili, niezbyt przyjazni... Przykro, gdy widzimy jak miejscowi w knajpach jedza swiezutkie, pachnace rzeczy, a my zamawiamy - placimy dolara i dostajemy ochlap ryzu wielkosci piesci z podgnitym listkiem kapusty...
Khmerowie nie za bardzo wiedza chyba jak traktowc turystow - a to zle, bo wiekszosc ludzi nie chce wracac do Kambodzy, mowia - zobaczyc Angkor Wat i wyjezdzac... Bo czasem czlowiek czuje sie, jakby byl traktowany w mysl zasady "Zostaw pieniadze i sp...". Krotkowzroczne to myslenie...A moze po prostu nie lubia turtystow, moze nie lubia bialych... tego sie tu nie dowiemy - ale jedno jest pewne, mysle ze mamy starsznie duzo pieniedzy, ze dolar to dla nas zupelnie nic... jakbysmy mieli cale plecaki wypchane dolarami...
Jest starszliwie goraca. Mielismy szczescie - kiedy zwiedzalismy Angkor Wat bylo pochmurnie, ciut chlodniej - teraz swiecie slonce i wspolczujemy tym, ktorzy w tym skawarze pedaluja po swiatyniach. Nocami sa czasem straszliwe burze, myslimy - rano bedzie chlodniej - ale nic z tego...
Drogi sa dziurawe, osttani odcinek - do Rattanakiri jedziemy przez dzungle, kamienistym traktem, czerwona ziemia kurzy sie, po drodze nic, czasem malenskie wioski, kilka domkow na palach zbudowanych z palmowych lisci - to wszytsko. Miasteczko jest malenkie, nie ma tu asfaltu, czesto siada prad, niewielu turystow, wszedzie czerwony pyl... Wynajmujemy motor - jezdzimy po dzungli, po wielkich, czasem zarosnietych juz i opuszczonych plantacjach kauczuku, po malych wioskach, gdzie czasem ludzie ubrani sa tylko w sarongi. Jest tu jezioro z czysciutka woda - idelanie okragle - uwazane za swiete - mamy pecha - a moze szczescie, bo ludzie obchodza Nowy Rok i przyjechali tu na piknik, jest ich setki, pelno na brzegu, tak, ze nie da sie nawet podejsc do wody - ale za to mozemy podgladnec jak swituja Khmerzy... Mozemy "zalapac" sie na wyspey miejscopwych zeplowo folkowcych. Sa tu wodospady, na plynacych przez dzungle rzekach o zoltych wodach, kapia sie tu dzieciaki, chlodza dorosli... Chyba znalezlismy nasza prawdziwa Kambodze - bo i ludzie tu zupelnie inni - nie oszukuja, nie wymyslaja astronomicznych cen, pogadaja, popytaja, choc nie znaja zwykle ani slowa po angielsku mozna posiedziec ze starszym Khmerem i rozmawiac przez kilkadzista minut... Wiec spedzilismy w Rattanakiri kilka dni...
Znalezlismy nasza Kambodze... :)

3 komentarze:

uczi pisze...

A propos 'naszej Kambodży'.. Łykacie leki na malarię? Tak mi się skojarzyło bo czytałem ostatnio 'Moją Afrykę' Kingi Choszcz.. :(

ska pisze...

Nie, nie bierzemy nic na malarie - ponoc leki powoduja depresje :) a tak na powaznie - za dlugo tu przebywamy... smarujemy sie roznymi DETowymi obrzydlistwami odstraszajacymi komary - pomaga, choc komar w swej zlosliwosci zawsze znajdzie miejsce zeby ugryzc.. :)

Elcia pisze...

No brawo,podróż zrobiła sie nie tylko w przestrzeni ale i w czasie:)Podoba mi sie ten rok 2552z "lustrzanym odbiciem" kolejny taki za 110 lat, ciekawe jakie prognozy od numerologów??