środa, 6 stycznia 2016

Iran - nareszcie!



No i jesteśmy. Tak spełniają się marzenia. Bo Iran był marzeniem. Bez fajerwerków, z plecakiem, w zmęczeniu, deszczu, czasem zrezygnowaniu. Iran. Nowy kraj. A każdy nowy kraj to nowy świat. Dlatego wspaniale jest podróżować. Ciągle poznawać nowe światy. Uczyć się ciągle na nowo, że ten "nasz" nie jest jedyny.

Iran ma opinię kraju policyjnego.  W konsulacie poszło nawet gładko. Ale na granicy stresujemy się. Co nas będą pytać? Wiele osób mówił, że dwie samotnie podrózujące kobiety mogę mieć problem.  Bo to niezbyt typowe. W końcu to państwo islamskie... I oczywiście natychmiast pogranicznik wysłuskuje nas z tłumu.  Bo chyba jesteśmy jedynymi turystkami... Reszta to handlarze, Irańczycy wracający z Turcji. Obładowani niemożliwie. Wygląda jakby w Iranie nic nie było - torby, worki, tekturowe pudłą pełne wszystkiego - odzież, jedzenie, kosmetyki. Wszystko. A Turcja wcale tania nie jest. Pamiętam w Turcji w sklepach - zawsze Irańczycy robili gigatyczne zakupy. I tak jest - w Iranie nie ma nic... Owszem - są bazary, pamiątki dla turystów. Tego jest pełno. Ale tak naprawdę nie ma nic... Porządne, zwyczajne choć ciuchy, kosmetyki, cokolwiek jest na wagę złota. Wyślemy potem naszym hostom kosmetyki. Zwykłe kremy. W Iranie albo kosztują fortunę albo nie ma... Ale nie o tym na razie. Jesteśmy na granicy.

Kobiety w kolejce do odprawy paszportowej zakładają chusty. Wiemy, że w Iranie każda kobieta, dotyczy to też turystów- musi miec zakryte włosy. I ramiona i kolane.Ubierać trzeba się skromnie sreszą skromność dotyczy też mężczyzn. Nie ma mowy o krótkich spodenkach. Ale mężczyzn jakoś to mniej boli. Iranki są wściekłe.

Iranki gdy wyjeżdżąją zawsze, gdy tylko opuszczą swój kraj, ściągają chusty, z radością, złością, agresją. Jeśli Arabka idzie cała zakryta w pewnym sensie jej to pasuje. Wygląda jak stwoerzona do hidżabu. Wygląda pięknie. Stanowi ze swoim strojem całość. Iranki - noszą chustę złe, obrażone. Wściekłe. Jakby krzyczały. Gdy pracowałąm w Turcji i przylatywał samolot z Teheranu dziewczyny pierwsze szly to toalety, aby się przerać. I wychodziły piękne modelki, w krótkich spódnicahc, rozpuszczonych włosach. A Iranki są piękne. Niektórzy mówią, że w Persji są najpiękniejsze kobiety na świecie.  Będziemy rozmawiać nieraz z irańskimi dziewczynami. Nienawidzą chust. Bo to przymus. Bo to symbol ich poniżenia. Nie tyle religii - co systemu, dyktatury. Wygranej - ale właściwie przegranej rewolucji. To ten inny Iran, którego się nie spodziewałyśmy. Miał być religijny. Jeśli by badać serca i dusze Persów to najbardziej antyreligijny kraj. Jeśli ktoś chce przymusu religii, zanim to zrobi powinien odwiedzić Iran. Zobaczyć do czego to prowadzi. Jeśli kiedyś w Iranie zmieni się władza, to powstanie kraj ateistów. Ale nie o tym teraz, bo teraz przekraczamy granicę i zakładamy chusty. I jakbyśmy ich nie układały, wiązały - nie potrafimy. Wyglądamy jak przebierańcy. Marta mówi - jak gang Olsena. ;)

Pogranicznik ogląda paszporty, wzywa mnie. Znowu problem. Ostatnio coś za często czepiają się mnie na granicach... Ostatnio nawet w Jasionce musiałąm się tłumaczyć. Ale tym razem problem jest tyko taki, że mam za długie imię i nazwisko i pan ma problem z przepisaniem tego po arabsku (błąd! po persku! nieważne, że perski zapisuje się pismem arabskim - powiedzieć poarabsku to niemal bluźnierstwo. Persowie nie znoszą Arabów. Bo Arabowie to Islam, do system. I też pewnie jeszcze o tym będzie :) Bo teraz jeszcze o tym nie wiemy, i ciągle jesteśmy na granicy...

Pogranicznik pomaga nam wypenić papiery i bez kolejki prowadzi na drugą stronę. Jak święte krowy. Jesteśmy!

Po drugiej stronie urzędnik, pocztowy chyba, proponuje nam wymianę waluty. Telefon, biurko, okulary - jak w Polsce późnych lat 70-ych. I tak się często w Iraniu czujemy. To taki trochę świat. Boimy się, że może nas oszuka, bo tu nie ma żadnych papierów, kursów, a w dodatku waluta wysoka, liczy się w milionach. ALe potem okaże się, że dał nam najlpeszy kurs jaki kiedykolwiek spotkałyśmy w Iranie. I przy okazji częstuje herbatą. Jedną, drugą, trzecią. Radzi, pyta. Wita w Persji.
Islamska Republika Iranu. Tak się oficjlanie nazwya kraj. Iran - czyli kraj kraj Aryjczyków, bo Irańczycy uważają się (i mają sporo racji) za czystej krwi Aryjczyków. Stąd ich wielka miłość do Niemców - My Aryjczycy i ty Aryjczyk - tak mnie witali - opowiadał nam kiedyś niemiecki podróżnik. A potem mówili Hail Hitler - dodaje podróżująca z nim Polka - I robiłeś się czerwony i tłumaczyłeś, że to nie tak, a oni nic nie rozumieli...

Iran to oczywiście Persja - i tej nazwy jak najbardziej można używać.  Byle nie uważać, że Persowie mają cokolwiek wspólnego a Arabami To niewybaczalne. Dużo będziemy o tym z Iranczykami rozmawiać. Że chcą czy nie - Islam i arabskość jest częścią ich kultury, ich potęgi. Przecież to ponad tysiąc lat ich historii, więcej niż ma niejedno europejskie państwo z Polską na czele. Ale tu historię liczy się inaczej. Tu pamięta się Aleksandra Wielkiego. Tu jest się dumnym z Dariusza.  Trzeba mieć dużo pokory w Persji. To lud o wspaniałęj, imponującej historii. Bo dzisiejsi Irańczycy to starożytni Persowie. I każdy kto tu jest dłużej, czuje to. To wielki, wspaniały naród. Twórcy potężnej cywilizacji. Są z tego dumni. Czasem aż za bardzo. Ale... Kto im odbierze prawo do tej dumy? Skoro my jesteśmy dumni z naszej króciutkiej historii, co mają powiedzieć dziedzice narodu, który podbił cały świat? Których dzieje są historią Europy, Azji...  I choćby okupacje, dyktatury, wojny poniżały ten naród - zawsze będą Persami. I trzeba o tym pamiętać, żeby choć troszkę zrozumieć Iran.

Jest ciemnawo. Ararat zniknął w chmurach. Na horyzoncie burza. Pan-kantor wytłuaczył nam jak dojechać do miasteczka. Miejscowi podchodzą, pomagają, można zbiorową taksówką (taksówki koszuję w Iranie grosze - tyle co i paliwo... wszak to potęfa naftowa... ), albo busikiem. Wsiadamy z jakimiś mężczyznami, płacą za nas. Nie ma dyskusji. Jeden, wrcający z Turcji z pracy oferuje pomoc przy znalezieniu noclegu. A jak to miejscowy w zwyczaju mają - myśli, że ietersują nas drogie turystyczne hotele. Więc odmawiamy, męzżczyzna zmartwiony, nie chce nas zosstawiac, przekonujemy, że same coś znajdziemy, a on niech wraca do domu. I mamy za jakiś czas naszą norkę. Wychodzimy na ulice, żywe, pełne ludzi, na bazar - łapie nas ulewa.

Miasto jest wąskim wąwozie. Po obu stronach ściany skalne. Bierzemy taksówkę na wylotówkę, kierowca nie wie o co chodzi i wiezie nas na dworzec. Po drodze proponuje seks, potem żebrze choćby buzi, a na odpowied Mary "kiss yourself" obraża się. I oczywiście zawyża cenę. Kończy się awanturą. Chcesz mieć spokój - jeździj stopem. Stara śwęta prawda. Spotykamy Chinkę, która w tym miasteczku też miałą takie problemy w taksówce. - I czywiście mu nie zapłaciłam. Niech sie cieszy, że nie wzywałąm policji -kończy. Coś za wyrozumiałe jesteśmy.

Pojedziemy autobusem, jak już jesteśmy na dworcu. Autobusy w Iranie kosztuję grosze. W dodatku są super luksusowe - dywany, siedzenia olbrzymie, rozkładane tak, że można się położyć, kawa, napoje, przekąski. Nie wiem - lenistwo, tanizna - strach chyba nie - bo dawno straciałyśmy już instynkt samozachowawaczy :)(jak twierdzą niektórz) ... malo jeździłyśmy po Iranie stopem - choć kraj ten słynie z autostopu wspaniałego.

W autobusie zaczepiają nas ludzie. Mężczyzna wiezie córkę do szkoły. Prosi, sam świetnym angielskim, żebyśmy z nią porozmawiały. - Bo rzadko mamy okazję na rozmowy z cudzoziemnami... - Jest mądry, kulturalny. Tacy są Irańczycy. Mądrzy. Wykształceni. Z imponującą wiedzę.

Jedziemy do Tabriz. Miasto, jeśli chodzi o urodę, drugie w Iranie - po mitycznym niemal Isfahanie. Położone wśró wsokich gór. Mieszkają to Persowie, ale i Azerowie (region nazywa się zresztą Wschodnim Azerbejdżanem) - ktorzy sami siebie nazywają Turkami i Turkami się czują. Po turecku też zresztą mówią, więc z naszym słabym, bo słabym tureckim - ale póki co mżemy się dogadywać :) Dziś wiele pewnie nie zobaczymy, ale same krajobrazy po drodzę robią nam smaka. Niesamowitye irańskie góry...

Przyejechałyśmy i od razu kupujemy nocny bilet do Teheranu - Iran jest olbrzymi, w ten sposób oszczędzimy czas - poznajemy samotnie podróżującą CHinkę, tą od zboka taksówkarza. Tez kupuje bilet do Teheranu na nocny autobus. W Iranie jest tak, że na dworcach są biura obsługi tuystów, gdzie ktoś mówi świetnie po angielsku, może poradzić, pomóc, powiedzieć cenę. A to ważne. Przyjamniej na początki ;)

Zapraszamy ją do naszego hosta (couch surfing oczywiście) - nie ma to jak idealny gość, nie dość, że sam przyłazi, to jeszcze innych zbiera ;) Ale Chinka woli swój, luksosuowy zresztą hotel - podróżuje od kilku miesięcy sama. I ma ochotę na trochę luksusu. Rozumiemy.

Do hosta planujemy dotrzeć wieczorem, więc mamy jeszcze czas. Chodzimy po bazarze, gubimy się, bo okazuje się, że bazar jest wszędzie. Miejscowi chętnie pomagają, pokazuję drogę. Nauczymy się często pytać kobiet - taka babska solidarnośći. W Iranie jest świat kobiec - tylko nie naturalnie, z przymusu - ale jest. Przedziały, części autobusu, metra, gdzie mogą wchodzić tko kobiety. Jest to nawet i wygodne. Kobiety nas wypytuję, zagaduję, zawsze zaprowadzą, pokażę drogę, poradzą. Nie wezmą nas nigdy za europejski. Ja będe zwykle "Paki" (z Pakistanu) a Mara "Baki" (z Baku - czyli
Azerka :).




 Fajny na razie ten Iran. Dopiero chwilę tu jesteśmy, ale czujemy, że będzie ok. Zobaczymy jakie będą nasze hosty... Tu trochę reklamy - można jeździć po świecie, zwiedzać, oglądać  - ale dla nas sedno podróżowania to ludzie. I nie ma nic lepszego niż CS - o wcale nie chodzi  tu o darmowe noclegi - choć pewnie, to też ważne. CS to świat oczami miejscowych. Najprawdziwszy. Jeśli wydaje nam się, że cokolwiek wiemy o Iranie, to dzięki naszym hostom. Inaczej nie miałybyśmy pojęcia o tym kraju (i wielu innych zresztą też :)


1 komentarz:

uczi pisze...

uwielbiam czytać tego bloga..