piątek, 8 stycznia 2016

Nasze pierwsze dni w Iranie... 

Dwa Irany



Czasem dzieją się zupełnie przypadkiem, rzeczy, które nadawałyby się na początek ckliwego reportażu i każdy Czytelnik rzekłby, że to naciągana dziennikarska fikcja. Wstajemy rano, nasz gospodarz szykuje się do pracy. Wczoraj długo rozmawialiśmy o tym, jak żyje się w Iranie. Żona naszego hosta ubiera chustę. A nasz gospodarz coś sprawdza w inernecie i trafia na piosnkę. Z komórki leci "Imagine" Johna Lennona... 

Są dwa Irany. Ten na ulicy. Ten,który znamy pewnie z mediów. Gdyby znać tylko ten, nie wiedziałyby się nic o tym kraju. I Iran domowy - gdy przekraczamy progi naszych gospodarzy - jest muzyka, rozmowy na tematy, na które rozmawiać się nie powinno, dziewczyny przebierają się w "normalne" ciuchy, W TV lecą zakazane programy. (czyli np. BBC), na komputerze dzięki filtrom można oglądać "zakazane" strony (nawet nasz niewinny "tlen" jest zablokowany). Tylko alkoholu zwykle nie ma - w Iranie panuje całkowita prohibicja, nie wolno alkoholu wwozić (choć nie byłyśmy prawie wcale sprawdzane na granicy, nie ryzykowałyśmy) -jest oczywiście czarny rynek - ale ceny są koszmarnie wysokie... Czeka nas wiele dni abstynencji. 

Więc irańczycy żyją podwójnym życiem. Jedno na ulicy, w pracy, na zewnątrz, drugie w domu. Czasem wydaje się, że te światy istnieją tak daleko od siebie, że w jednym zaraz zapomina się o drugim. Poznałyśmy ten "domowy" - dzięki Couch Surfingowi. Trzeba spotkać Irańczyków. Pomieszkać u nich. Zresztą, tak ma marginesie SC, w ogóle przyjmowanie cudzoziemców w prywatnym mieszkaniach jest nielegalne. -  Nie boisz się? - pytamy naszego pierwszego hosta. - Gdybym się bał, nie było by was tu... Nie ma się co obawiać, CS jest w Iranie łatwy, nie ma problemów ze znalezieniem hosta. (poza tym, że strona jest zablokowana ;) - Irańczycy są niesamowicie gościnni... Miałyśmy w Iranie wielu hostów - jedna uwaga - w CS są specyficznie ludzie, Więc może nasze obserwacje są jednostronne... Większość naszych gospodarzy miała 30-40 lat. To pokolenie, które zwykle nie pamięta rewolucji, nie pamięta innego Iranu. Jak myślą starsi, którzy skandowali "Szach musi odejść"? Też tego nie wiemy... No ale, jesteśmy podróżnikami, nie socjologami, nawet nie dziennikarzami.

Tabriz - nasze pierwsze Irańskie miasto. Zawiodło nas. Nawet nie można je określić mianem ładne. A może mamy za wysokie oczekiwania - gdzie ten bajkowy Iran? (uprzedzając fakty - będzie jeszcze, będzie ;) Chaotyczne, raczej brzydkie centrum, zwyczajne, ruchliwe ulice, jeden stary (ten akurat całkiem, całkiem... właściwie genialny) meczet, kilka nowych - ładne, ale... Nie ma jakiejś wyraźnej starówki... Jest jeziorko, stary pałac, resztki cytadeli - w lecie może być to całkiem przyjemne miejsce.... Są parki. Ale można zobaczyć wszystko warte oglądania w jedno popołudnie. A to ponoć drugie najpiękniejsze miasto Iranu... Więc jakie będą te nie najpiękniejsze?... Choć oczywiście - Tabriz otaczają wspaniałe góry, i dla wielbicieli wspinaczki, górskich wędrówek musi być rajem. "Społecznie" miasto też jest arcyciekawe. Można podglądać irańską ulicę, przysiąść w knajpce, potargować się w "wymienialni" walut. Chodzić cały dzień w poszukiwaniu kawy. Bo w Iranie kawy nie ma. Albo paskudne rozpuszczalne (moje akurat ulubione, ale Mara przeżywa koszmar) albo żadne.... Irańczycy to herbaciarze :) Nawet tu, gdzie większość to Turcy Mara o swojej ulubionej kawie po turecku może sobie pomarzyć... Jedzenie też niezbyt - wygląda jakby wszyscy Irańczycy żywili się bułkami przypominającymi hamburgery, tylko, że na zimno. Czasem w lokalnej knajpce zamówmy coś przyjemnie wyglądającego, a okaże się, że to flaki. Skoro nawet Mara się krzywi, co powiedzieć o moim  pseudowegetaiańskim guście...  

Nasz host namówił nas żeby zostać dłużej, przebukowałśmy bilet... I co my tu będziemy robić? 

Jedziemy jednego dnia do "irańskiej Kapadocji" - wioski, gdzie ludzie mieszkają w kutych w skale domach. Ładnie. Jedziemy trochę autostopem, trochę lokalnymi autobusami. Trochę wiejskiego Iranu - podróżuje się łatwo, bezpiecznie. W autobusach jest tak, że czasem kierowcy nie chcą od nas pieniędzy. Bo goście. Jesteśmy tu chwilę, ale czujemy się dobrze. Iran jest łatwy do podróżowania. Pewnie, są naciągacze, zdarzają się zawyżone rachunki. Ale nie częściej niż gdzie indziej. Chyba nawet rzadziej. Ludzie są pomocni, lubią zaczepić, zagadać, ale nie są przy tym natarczywi. Pierwsze pytanie najczęściej - skąd jesteśmy - Poland. Nie! Po persku Polska to Lachiastan. podoba nam się bardzo ta nazwa. Brzmi lepiej niż Polska :) Jakby tam zmienić nazwę na... np. Lachia? Ładnie, nie? Tylko, o ile w wielu krajach na Poland ludzie reagują - A! Holand! a na Polonia - Bolonia! to tutaj często uśmiechają się - AAA! Pakistan!

Kiedyś siedzimy wieczorem na chodniku. Idą dwie kobiety. Gapimy się na nie - bo wyglądają jak zjawisko. Grubsze, cycate, spod chust (Iranki noszą chusty dosłownie "na czubku głowy" - na splecionych wymyślnie kokach - chusta jest, ale jakby jej nie było...I dobrze, żeby spod chusty wygląda burza, często farbowanych na blond włosów) wyglądają misterne fryzury, super mocne makijaże. Kobiety zaczepiają nas, zapraszają do domu. Wchodzimy do pałacu. Winda wygląda jak salon. Czujemy się jak w innym świecie. Lustra, skórzane meble, wszystko super ekskluzywne, wszystkiego za dużo, mocne kolory. Kryształy, złoto, jedwabie. Na olbrzymiej powierzchni. Jakby to opisać - kicz. Ale o dziwno, wygląda naprawdę ładnie. Kobiety to Turczynki (w tej części Iranu miesza mnóstwo Turków) - ubrane jak z "Dynastii" - ściągają chusty, płaszcze. - Jesteśmy w domu! - śmieją się. To matka i córka, w domu jest jeszcze syn i jedna siostra. Oprowadzają nas po olbrzymim domu? apartamencie? Karmią, parzą herbatę, robimy pamiątkowe zdjęcia, zapraszają na nocleg - Zostańcie u nas! - Niestety, dziś w nocy jedziemy do Teheranu... Jeszcze dobrze nie zaczęłyśmy zwiedzać, a już się zasiedziałyśmy ;) Nieudawanie smucą się, ale dają nam jedzenie na drogę, pytają, czy nie trzeba nas odwieźć do autobusu. 

Tak też jest u naszego hosta - młodzi, przesympatyczni, bardzo mądrzy ludzie. Wykształceni, mają dobre prace. Nowocześnie, oryginalnie urządzone mieszkanie. Jeżdżą do Turcji (my też uwielbiamy ten kraj :), do Europy. Znają języki. Będziemy dużo rozmawiać. O tym, dlaczego Irańczycy są tak zafascynowani Europą. Dlaczego są tak antyarabscy. Pytamy o religię, - Jestem niewierzący, jak większość moich znajomych - mówi nasz host.Żona naszego hosta wierzy, jest muzułmanką. Czasem się o to spierają.

Irańczycy są niesamowicie inteligentni. Mają wielką wiedzę, za każdym razem nas to szokuje. Mają wielki dystans do siebie, poczucie humoru. 

Spacerujemy wieczorem. Rozmawiamy. Jesteśmy nad jeziorem - W lecie są tu tłumy - nasi gospodarze są dumni ze swojego miasta. (a my tak krytykujemy ;). Między sobą mówią po turecku i czują się Turkami.- Chcielibyście mieszkać w Turcji? - Pewnie, ciągle tam jeździmy. Na zakupy, na wakacje, w góry... - A moglibyście? - Pewnie tak, choć byłoby to bardzo trudne...  Choć może nie niemożliwe... Ale Tabriz to nasz dom...

Odwożą nas na dworzec. Wsadzają do autobusu. Żegnają. Życzą wszystkiego dobrego. Czego my im możemy życzyć? Rozkładamy się na superwygodnych fotelach. Do Teheranu jedzie się kilkanaście godzin. Rano będziemy w stolicy. Kiedyś nazwa Teheran powodowałą, że przechodziły mi ciarki po plecach. Są takie magiczne nazwy. Pamiętam zdjęcie metropolii wśród surowych gór. Jutro rano tam będziemy :)




































Brak komentarzy: