piątek, 19 czerwca 2009

z Tajlandii do Malezji

Naprawde - szkoda nam i przykro, ze opuszczamy Tajlandie - jeszcze zadnego kraju na naszej trasie nie opuszczalsmy z takim zalem :( Tym razem Syjam pokazal nam swoje najwspanialsze oblicza... A przed nam Malezja - drugi, po Ukrainie kraj na naszej trasie, do ktorego nie potrzebujemy wizy :)

Do widzenia Syjamie :(

Z rajskich wysp ladujemy w Suratani - calkiem przyjemnym tajskim miasteczku - a potem udamy sie do Malezji, przez nastepne kilkaset kiloetrow nasz szkak pokrywa sie z trasa, ktora kiedys juz pokolanlismy - wiec mniej bedzie zwiedzania - wiecej wspominek ;) Wiec z przyjaznej, buddyskiej Tajlandii udajemy sie do kolorowej, muzulmanskiej - a wlasciwie wielkokulturowej Malezji, kraju prastarej, rownikowej dzungli i szklanych wiezowcow...

Kupilismy na Ko Phanghan bilet na normalny, najtanszy jaki byl, prom - malajc nadzieje ze to prom dla miejscowych a oczywiwsice wyladowalismy w turystycznym potworze, ktory nie plynie do Suratani, ale gdzie - nie wiadomo gdzie, na jakas przystan w srodku niczego, potem godznie jedziemy autobusem, aby wyladowac na stacji prywatnych turystycznych autobusow - polozonej oczywiwscie w srodku niczego. Stad mozemy jechac w kazde miejsce Tajladnii i Melezji (oczywiscie za odpowiednia cene) - wiec naganiacze wypytuja, gdzie jedziemy, niemal ciagna nas do kas. Jesli chcemy do Suratanii - tylko taksowka. Na tym to polega - zawiezc turyste w takie miejsce, skad trudno sie wydostac, gdzie kupi nastepny bilet... Trzeba nam sie z tej sieci szybko uwolnic, na szczescie mamy GPSa i sprawdzamy, ze do miasta jest tylko 6, a nie jak nam mowia 15 km - wiec dojdziemy nawet pieszo ;) Po kilkudziestaciu metrach polna droga, mijajac jakies wielkie fabryki, nieuzytki, docieramy do glownej drogi i... jestesmy w przeciez w Tajladni ;) Nie uszlismy nawet stu metrow, gdzy zatrzymuje sie (sama, bez lapania) terenowka, ktorej kierowca pyta czy chcemy do miasta. Za chwile jedziemy na odkrytej pace, oczywiscie za darmo :)

Choc bylo super, mocno nas wyspy wymeczyly - postanawiamy zatrzymac sie troche dluzej w Suratanii, odpoczac, wrocic do rzeczywsitosci - do twardego zycia obiezysiwata ;). W Suratani nie ma moze wielkich zabytkow, ale jest calkiem przyjemnie - nie ma wielu turystow, miejscowi bardzo przyjazni, spacerujemy po miescie, wloczymy sie po nocnym targu - ogladamy najdziwniejsze owoce - sprzedawcy czasem spia na lezakach, z podstawionym wentylatorem, az zal ich czasem budzic, by spytac o cene ;)

Noc to czas, gdy miasto ozywa - w dzien upal i potworna wilgotnosc sprawia, ze na ulice wychodza tylko ci, co musza. Ale za to noca... Na nadrzecznych bulwarach mimo poznej pory (tajskie dzieci chodza pozno spac - ale kiedy maja sie bawic - w dzien slonce jest nie do zniesienia) - nastolatki cwicza hip-hopowe figury, obok dzieciaki wyczyniaja akrobacje na rowerach, ludzie cwicza tai-chi, a kawalek dalej mezczyzni lowia - wlasnie zalapli jakas rybe - niejadalna i widac jadowita, bo ostrozne, starajac sie nie tknac rzucajacej sie ryby, wyciagaja haczyk i wrzucaja ja z powrotem do wody...

Z Suratani jedziemy do Hat-Yai - skad juz tylko kawalek do graicy z Malezja - spimy w tym samym hostelu, co kilka lat temu - nic sie nie zmienilo - moze ciut podrozal ;( A na drugi dzien, lokalnym autobusem jedziemy na malajska granice - wita nas znajomy napis informujacy ze za jakakokolawiek ilosc narkotykow malajskie prawo przewiduje kare smierci - dowiadujemy sie, ze przejscie zostaklo uznane najlpeszym w Poludniwo-Wschodzniej Azji (chyba slusznie, bo odprawy przebiagaja szybko, sprawnie i mile), a panie w bialych fartuchach mierza nam temperatura (na wypadek gdybysmy byli zarazeni swinska grypa - w Azji na ten temat panuje obesesja, nawet otrzymalismy smsa z informacja o symptomach)...

O TAJLANDII

Czasem ludzie mowia, ze nie warto wracac drugi raz do tego samego kraju, ze jest tyle innych miejsc do zobaczenia - czasem nawet sami tak uwazamy... Ale wrocilismy do Tajlandii - i doswiadczylismy zupelnie innego kraju, niz kiedy bylismy tu 4 lata temu. A wiec bylo warto :)


Nie planowalismy zostac w Tajaldnii tak dlugo - spedzilismy tu prawie 2 miesiace! Poprzednio - 2 tygodnie (na tyle wtedy pozwalala nam wiza) - i opuszczalismy kraj z przekonaniem, ze jest co prawda piekny, ale ciezki do podrozowania, pelen oszustow i nciagaczy. Tym razem mamy zupelnie inne wrazenie - Tajladnia jest latwa i przyjemna, naciagacze sa calkiem nieszkodliwi (a przynajmniej mozna od nich uciec) i jest tanio - olbrzymi wybor sklepow, knajp, ulicznych sprzedawcow pozwala calkiem niedorgo sie wyzywic, bardzo tani jest publiczy transport, za noclegi placcilismy srednio 2-3 euro za osobe. nawet na drogich jak na Tajlandii wyspach wydalismy ok. 200 euro w ciagu 10 dni (na dwie osoby, razem z przejazdem z Bangkoku i do Suratani, z wynajmowaniem motorow) - co, biorac pod uwage wsanialosc miejsca ;) nie jest fortuna. Tajowie sa niezwykle uprzyjmymi, pomocnymi ludzmi, maja w sobie jakas delikatnosc - to piekny kraj, szczesliwych, zadowolonych z zycia ludzi - w dodatku o wspanialej, niezniszczonej kolonializem kulturze (Siam nigdy nie byl kolonia) i cudnej przyrodzie, pozim zycia jest tu dosc wysoki, biali turysci nie sa wiec traktowani jako chodzace skarbonki, bajecznie latwy jest autostop... jedyna droga rzecz - to bilety wstep - ale na szczescie wiele miejsc mozna zobaczyc za darmo. Jesli mielibysmy polecic jakis kraj na bezstresowe wakacje - bylo by to na pewo Tajlandia. I na pewo Siam chcemy jeszcze odwiedzic...



MALEZJA

No i jestesmy w Malezji :) Dla nas to juz 3 raz (laczie spedzlismy w Malezji ladnych pare tygodni) - wiec potraktujemy ten piekny kraj troche po macoszemu - postanawiamy tylko zalatwic potrzebne wizy i udac sie do Indoznezji.


Wiemy wiec, czego sie spodziewac - jest nam wiec w Malezji latwo. Pamietamy ten kraj jako kraina pomocych, zycziwych ludzi. Gdy bylismy na tym samym przejsicu kilka lat temu, siedzielismy w miasteczku bez pieniedzy (przybywanie to nowego kraju bez lokalnej waluty to chyba nasza wieloletnia tradycja....) - wszytskie banki byly zamkniete i zadne bankomat nie chcial akceptowac naszej karty - i wtedy zaczepil nas mezczyzna, Muzulmanin i zaoferowal pomoc. Zabral marcina do samochodu i przez dwie chyba godzine jezdzili po miescie i okoliczych wioskach w poszukwianiu kogos, kto wymieni nam pieniadze. marcin, gdy mezczyzan jechal przez dzungle, byl przekonany, ze nic z tego dobrego nie wyniknie, ja czekajac - zadstanwialam sie, co teraz, kiedy Marcin zostal porwany... ;) W dodoatku wyszla do mnie zona mezczyzny - okazalo sie, ze siedzielismy pod nalezocyhc do nich sklepem i zaprosila mnie na herbate, mowiac, ze panowie moge dlugo jezdzic - a ja myslalam sobie - taaa - gadka, herbatka, a co z Marcinem? Kobieta chyba zauwayla moje zaniepokojenie bo zadozwnila do meza i porozmawialam z Marcinem...


A Malaj naprawde chcial pomoc, gdy znalezli bankomt zawiazl nas na autobus, ladne pae kiloemtrow - powiedzial wtedy, ze pomoc ludziom w podrozy jest przeciez czyms zupelnie normalnym.. :) I z takim nastawieniem ciagle sie w Malezji spotykalismy...



No wiec, znamy Malezjie, jako kraj przyjaznych, milych ludzi,latwego podrozowania... I to takze kraj, do ktorego nie potrzebujemy wizy - mozemy byc tu 3 miesiace - zadnyego placenia, biegania po ambasadach. Oczywiscie, tradycyjnie nie mamy malezyjskich riggitow, ale pare wymieninycb batow pozwala nam dojechac do najblizszego miasteczka, gdzie znajdujemy bankomat. Robi sie pozno, wiec lapiemy pociag w strone Kuala Lumpur i w w srodku nocy ladujemy w jakims malezyjksim miasteczku - myslimy co robic - jemy cos w niedrogie knajpce, zostajemy obdarpownai birmanskimi papierosami, do Kuala Lumpur jest pociag - ale zostaly juz tylko miejsce w drozszej klasie - nasze lenistwo (zmeczenie...) zwycieza i bierzemy pociag - drozsza klasa rozni sie od tanszej tylko chyba tym, ze w drozszej klimatyzacja wlaczona ejst na full - przez kilka godzin trzesiemy sie z zimna, nie pomagaja polary i bluzy - z zimna nie da sie spac. Smiejemy sie, ze miejscowi kupuja kurtki i swetry, zapewne po to tylko, zeby uzyc ich w pociagu.... Cos w tym jest - w goracych krajach ludzie przsadzaja z klimatyzajca i wyraznie sie w tym lubuja. Moze dlatego, ze to jedyne mozliwe miejsce, gdzie mozna zmarznac?... Wiec przerazsliwie przemarznieci wysiadamy nad ranem w KL...








Brak komentarzy: