środa, 17 czerwca 2009

Ko Tao

O wyspie, ktora przeszla nasze najsmielsze oczekiwania

No i jestesmy w raju....

Czlowiek zawsze ma jakies wyobrazenie, oczekiwania, czasem sie rozczarowuje (czesto), czasem jest tak jak sobie wyobrazal i wtedy czlek sie cieszy bardzo i bywa jeszcze lepiej - tak zaskoczyla nas tajlandzka Ko Tao. Bylo piekniej, ciekawiej, mniej komercyjnie i taniej. Planowalismy 2,3 dni - wyszedl ponad tydzien. I nie zalujemy ani jednej godziny i ani jednego wydanego batha.



Siedzimy sobie na plazy (pustej), wkolo palmy, zachodzi slonce, zmeczeni po calym dniu podziwania rafy koralowej w krystalicznie czystej wodzie.... Jestesmy w raju - w miejscu, o ktorym marzy sie, sni - mala, tropikalna wyspa, turkusowa woda, bielutki piasek, palmy i te sprawy - i - dotarslismy tu ladem!!! Coraz czesciej myslimy sobie o tym, ze dystans, ktory wiekszosc ludzi pokonuje dzis samolotem, nam udalo sie przejechac ladem (no, zajelo nam to prawie pol roku ;).... Kiedys Kapuscinski chyba pisal, ze kazda najmniejsza droga prowadzi w wielki swiat - i jakos tak zawsze to wiedzielismy, ale dopiero teraz mocno to odczulismy - zaczelismy od stacji kolejowej w Rzeszowie - i oto jestesmy w Tajladnii - a wiec kazda mala nawet stacyjka, kazdt dworzec autobusowy, kazda droga, gdzie lapie sie stopa - prowadzi w daleki swiat, w kazde wymarzone miejsce... I czasem bedac sobie na tej stacyjce, na dworcu czlowiek nie mysli o tym, ze to miejsce to brama do wielkich podrozy... (rozmarzylismy sie hehe)

Myslimy sobie - wydalismy przez te 6 miesiecy tyle, ile czasem ludzie wydaja na 2-tygodniowe wakacje - wlasciwiee to nie mamy pracy, jestesmy bezrobotni - a siedzimy sobie w raju :)

Tyle rozmyslan :)


Z Bankgogu mozna jechac stopem, pociagiem, autobusem do Chumpton, a stamtad promem na Ko Tao - i zawsze wyjdzie to drozej niz kupno w ktorejs z turystycznych agencji tzw. "joint ticket" - laczonego biletu na autobus i lodz - taki bilet bywa nawet tanszy niz sama lodz - cud polega na tym, ze posiadacz takiego biletu zaostaje zlapany w cala turystyczna siec, bedzie po drodze kupowal jedzenie, moze i wezmie z tej samej agenci hotel, wycieczki, przewodnik (wiadomo jaki) i czarnowidze ostzregaja, ze w takim autobusie ludzie sa okradani, oszukiwani itd itp, co byc moze czasem bywa prawda - ale kupujemy "join ticket".... Z Khao San Road na Koh Tao... i nikt nas nie okrad ani nie oszukal, nie bylismy do niczego zmuszani...

Wielki, klimatyzoway autobus, pelen turystow, niemal wszyscy jada na zorganizowane wycieczki, maja wykupione cale pakiety - dojazd, zakwaterowanie, nurkowanie itp itd... Slyszac, jakie sumy zapalcicli za calosc zaczynamy obawiac sie o ceny utrzymania na wyspie - ale zobaczymy. Zawsze mozemy stamtad uciec :) Ludzie jadacy na Ko Tao wysiedaja najwczesniej, nie siedzimy wiec w autobusie, ale w czms w rodzaju "living roomu" - na wielkich sofach, co mocno nas smieszy - jest nawet wielki telewizor i fajnie sie tu siedzi, ale gorzej spi... Nas ranem jestesmy w Chumpton, potem lodz - i doplywamy do wyspy - woda jest tak krystalicznie czytsa i turkusowa, ze az trudno uwierzyc, ze to dzieje sie naprawde :) Jeszcze z lodzi widzimy pod woda wielkie koralowce... Wyspa jest w pierwszej dziesiatce najlepszych miejsc do nurkowania na swiecie - i musi cos w tym byc, takiej czystej wody nawet sobie nie wyobrazalismy...

Na przystani wita nas oczywiwcie "komitet powitalny" - hostele, bungalowy, taksowki - mamy zamiar znalezc cos sami, ale ulegamy - i nigdy tego nie pozalujemy. Mlody Taj poleca nam druga strone wyspy, nie ukrywa, ze nie ma tam nic, tylko jego hostel - ryzykujemy. Troche droga - 30 zl za pok, za dwie osoby, co na polskie "nadmorskie" standrty moze nie jest cena wygorowan, na tajlandzkie - hm.... ale spodziewalismy sie, ze bedzie na wyspie drozej.

Wiezie nas terewowka przez wyspe - razem z nami jest dwoch kanadyjczykow, ktorzy jada w to miejsce juz drugi raz. Po kilku minutach wyjezdzamy z halasliwego, pelnego nturystow nabrzeza i znajdujemy sie w innym swiecie - nieutwardzona, stroma w gore, wyboista droga, z ktora nawet terenowy samochod ma problemy wkolo dzunga - potem widac mocno niebieskie morze, jest i nasz hostel - wielki pokoj, z balknem wychodzacym prosto nad morze, na malownicza zatoke, w ktorej przeczydstej wodfzie plywa sie jak w akwarium - wsrod setek kolorowych rybek. A jak pojsc w druga strone, po wielkich kamieniach - tez dojedziemy do morza, do ktorego mozna skakac z olbrzymich kamieni (sa glazy 5 i 7 metrowe) - a potem do woli snorkelingowac we wspanialej rafie.... Marcin bije swoh zyciowt rekord najglebeszego nura - bez pletw udaje mu sie osiagnac 9 m (zmierzone sznutkiem z obciaznikiem przy swiadkach ;) Hostel pustawy, czasem jestesmy na plazy zupelnie sami, az marzymy sobie, zeby ktos przyszedl, bedzie nam razniej... Kanadyjczycy maja szczescie, udalo im sie zobaczyc rekina - a my na rekiny bedziemy "polowac" w czasie calego naszgeo pobytu na wyspie i nic z tego.... Ale widzielismy tyle najrozniejszych ryb, koralowcow i innech wspanialych stworzen - ze moze rekiny kiedy indziej....

Po 4 dniach postanawiamy przeniesc sie do cywilizajci - nie, zeby nam sie znudzilo - mozna by tu siedziec i siedziec, no, ale troche jednka drogo, a poza tym chcemy zobaczyc tez inne czesci wyspy. Postanawiamy przejsc wyspe na piechote - po dwoch godzinach jestesmy po drugiej stronie Ko Tao - i niemal od razu udaje nam sie znalezc tanie bungalowy - przy plazy, w spokojnym, pelnym kawiatow ogrodzie. Bungalowy sa proste, ale czyste, ladne, bardzo tanie - ale puste. Ludzie coraz czesciej wola te drogie, bardzo drogie - z klimatyzacja, basenem, wygodami - i na Ko Tao widzimy wiele tanich osrodkow, ktore zbankrutowaly, wystawione sa na sprzedaz - pewnie ktos je kupi i zrobi tu kolejny ekskluzywny resort.... A ludziom z plecakami, z malym budzetem coraz trudniej bedzie znalezc cos taniego.... :( Pewnie tak jest na wielu wyspach - szkoda... Ale poki co, ciesymy sie, ze jest jeszcze cos na nasza kieszen :)

Chcemy pojezdzic po wyspie - nie ryzykujemy motoru, drogi sa zbyt strome, wyboiste - bierzemy czterkolowca - drozszy ale ciezej sie wywrocic niz na motorze. I byla to trafiona decyzja, bo niektore gory sa tak strome, ze nawet czterkolowiec lewdo sobie radzi... Przemierzamy wyspe - odwiedzamy odlegle zatoki - najlepsze miejsca do nurkowania - i faktycznie sa wspaniale - wspaniala rafa, mnistwo ryb, czysta woda - przez nastepne 4 dni calymi dniami jestesmy w wodzie, chyba niedlugo rozplyniemy sie ;) No i szukamy rekinow - jets na Koh tao Zatoka rekinow - z brzydka, umierajaca rafa, plytka woda w ktorej, gdy jest odplyw nie da sie plywac i mnostwem niebezpiecznych, czarnych kolczatych stworzen, ktore niemal dotykaja czlowieka, gdy plywa. To nasze najmniej ulubione miejsce na wyspie, ale ponoc wiele tu rekinow i spotykamy wiele osob, ktore widzialy tu rekiny - zapenaiaj, ze sa zupelnie niegrozne i mozba na raz zobaczyc nawet kilka, kilkanascie.
Przeplywamy wiec wzdluz i wszez cala zatoke - nic z tego :( A moze i dobrze - bo kto wie, jak zareagowalibysmy na widok 2 metrowego rekina? ;)
Ale zalujemy.... Moze kiedy indziej, moze gdzie indziej....

No i czas opuscic Ko Tao - spedzilismy tu tydzien... Ale zeby nie byla nam tak przykro udajemy sie na jeszcze jedna wyspe - duzo wieksza Ko Phangan... (i tak nam zal ;(

Brak komentarzy: