środa, 24 czerwca 2009

Malezja

Tylko kilka dni spedzislimy w Malezji - odswiezylismy wspomnienia i utwierdzilismy sie w przekonaniu, ze to wspanialy kraj...

Malajowie, Chinczycy i Hindusi

Pierwsze skojarzenie z Malezja - wspaniala, rownikowa dzungla, z najwiekszymi na swiecie roslinami i owadami, olbrzymie plantacje kauczuku i palm, tropikane wyspy z kolorowa rafa, porosniete lasem deszczowym gory... Potem - nowoczesne miasta, wiezowce siegajace nieba, mknaca magnetyczne pociagi, super autostrady,olbrzymie centra handlowe... I ludzie - Malezja to muzulmanski kraj - wiec sa oczywiscie tradycyjnie ubrani Malajowie, mezczyzni w bialych suknamnach i typowo muzulmanskich czapeczkach na glowie, kobiety z wlosami zakrytymi barwnymi chustami - ale sa i Hindusi - panie w pieknych sari, panowie w sarongach, i Chinczycy - ubrani bardzo modnie, po europejsku, dziewczyny w krociutkich spodniczkach no i najstarsi mieszkancy Malezji - dzisiatki lesnych plemion, zyjach w dzungli, z dala od tzw. cywilizacji... Dlatego Malezja jest tak kolorowa...



Jesliby patrzec na ludzi tylko, to Malezja jest o wiele bardziej egzotyczna od Tajlandii - bo Tajowie, choc maja wspaniala kulture, piekne zwyczaje - jednka ubieraja sie i zachowuja w wiekszosci "po zachodniemu". A w Malezji - zupelnie inaczej - kazda mniejszosc chce pokazac i zachowac swoja kulture, wiec ubiera sie, je, modli, odpoczywa, nawet pracuje "po swojemu". W Malezji rzadza Muzulmanie, biznes trzymaja Chinczycy, a pracuja ponoc na to wszytsko - Hindusii - tak sie mowi :) No i sa jeszcze potomkowie Portugalczykow, ktorzy kolonizowali wieki temu ten region, wciaz mowiacy w swoim jezyku i wyznajacy katolicyzm. Tak tworzy sie wspaniala mozaika kultur, jezykow (mieszkancy Malezji mowia kazdy swoim jezkiem - miedzy soba porozumiewaja sie po angielsku), tradycji. Pewnie klamstwem byloby stwierdzenie, ze wszyscy zyja w pokoju, ze nie ma tu nigdy problemow - na pewno jakies sa - ale generalnie, przynajmniej oczyma przybysza, to kraj tolerancji, jaka trudna spotkac gdziekolwiek indziej - meczety tuz obok kosciolow i swiatyn buddyskich czy hinduskich. Ubrana od stop do glow Muzulmanka plotkuje, co chwila wybuchajac smiechem z modnie ubrana Chinak, w krotkiej spodniczce... Odmiennosc to tu cos zupelnie normalnego i nikomu to nie przeszkadza. nawet ostro wymalowany kasjer (on) w supermarkecie jakby nikogo nie dziwil... Dlatego malezja tak facynuje... No i jedzienie - malajskie, albo obk - hinduskie, a moze chinskie? portugalskie? Tu skosztowac mozna wszystkiego... A wkola prastara rownikowa dzungal i szklane wiezowce..

Choc w tej czesci swiata Malezja ma opinie kraju drogiego - nie jest to do konca prawda. Jakby soe uprzec, mozna ty wydawac niewiele wiecej niz w Tajlandii - tansze jest jedzenie, choc ciut drozsz noclegi (i o wiele gorszy standart), transport jest drozy - ale standart o niebo wyzszy, nie ma tu swojskich, starych autobusow, same nowoczesne pojazdy z klima - wiec kosztuja swoje...Bardzo tanie sa tylko pociagi - oczywiscie najtansza klasa. Ale - jak i w Tajlandii, wysmienity jest autostop. Koszmarnie drogi jdst alkohol i papierosy - ale, na kilku tropikalnych wyspach, zapewne z mysla o turystach, utworzine specjalne bezcowe strefy, gdzie mozna napic sie piwa o wiele taniej niz w reszcie kraju. A jakiekolwiek obawy, jakoby ze wzgladu na to, iz to muzulmanski kraj, Malezja mialaby byc niebezpieczna badz nieprzyjazna - sa calkowicie bzdurne. Jest wrecz przeciwnie...



Jestesmy juz trzeci raz w Kuala Lumpur, czasem milo przyjechac do miejsca, ktore dobrze sie zna. Wiec wiemy jak dojechac do hostelu - najtansego w miesce, niestety niezbyt przyjaznego, ale KL to nie najtansze miejsce na nocleg.. Spimy w dormitorium, razem z nami kilku podroznikow, niektorzy siedza tu kilka nawet kilkanascie dni (jak my kiedys) czekajac na wizy. - Hindusi zwariowali, juz osiem dni czejkam na wize - narzeka Michale z Kanady. Kevin z Anglii pracowl przez rok w Australii, czeka na tajska wize - niesttey, skonczyly sie tajlandzka promocja i wizy nie sa juz darmowe :(
My mamy szczescie - indonezyjska wize mozna otrzymac w jeden dzien :). Odwiedzamy wiec do niedawna najwyzsze na swiecie Petronas Tower (nie tylko wysokie, ale i piekne) i udajemy sie do ambasady. Mialo byc latwo, szybko i przyjemnie - wcale nie jest. Wiadomo, ze miejsce takie jak ambasada wymaga odrobiny szacunku i nie wypada pojawic sie tam prostu z dzunglowego trekkingu, ale.... Zwykle podroznicy spotykaja sie jednak z odrobina wyrozumialosci - ciezko tulac sie po swiecie ze swiezym garniturem w plecaku (inna sprawa, obiezyswiaci czesto czegos takiego nawet nie posiadaja ;), wiec najczesciej pracownicy ambasad przymykaja oczy na krotsze spodenki, nie zawsze swieza koszulke.... Ale nie w placowce Republiki Indoinezji - informacja na drzwaich wyraznie mowi - zakaz wstepu w krotkich spodnaich, krotkich rekawach i sandalach... Upppsss.... Akurat w tym wszytstkim w co ubrany jest Marcin i spotykamy ludzi, ktorzy musza wracac z najlepszym razie do hostelu, przebrac sie, w najgorszym - po zakupy. Na szczescie moj stroj zostal zaakacpetowany i urzendicy zgadzaja sie, zebym "reprezentowala" Marcina. Wypelniam wiec kilka stron wizowych formularzy (chyba najszczegolowsze z jakimi spotkalismy sie) - ide do okienka i kolejne upps - pani zada biletu w dwie strony do i z Indonezji - tlumcze dlugo, iz takiego nie posiadamy, ze podrozujemy tylko ladem i morzem, wiec poplyniemy promem, a przeciez mozemy kupic bilrt po prostu w kasie itd itp. Pani troche mieknie, wypytuje o nasza podroz, oglada pieczatki w paszporcie, dziwi sie, ze przyjechalismy tu ladem az z Europy... - W drodze wyjatku wystarczy wyciag z konta - mowi. No... tego tez nie mamy... Znowu tlumaczenie - ze nie chcemy logowac sie do konta w kafejce internetowej (co jest prawda), ze jesli napiszemy maila do banku, zeby przyslal nam cos takiego zajmie to kilka, moze kilkanascie dni... Pani dzowni do szefa - w koncu mowi - w drodze wyjatku wystarczy ksero kart bankomatowych... Ufff..Dodaje jeszcze ze byloby milo, gdyby Marcin osobiscie zglosil sie po wize. Oczywiscie w dlugich spodniach. Tylko ze Marcin takowych nie posiada - nie sa w tym klimacie zbyt potrzebne, poza tym ciezkie.... A zakup na jedna wizyte w mabasadzie chyba nie ma sensu - ryzykujemy - straznik juz z daleka pokazuje ze Marcin nie wejdzie, ale smieje sie - wiec wszystko bedzie dobrze - dostajemy wiza - na dwa miesiace! Mozemy jechac do Indonezji!!!

Spodziewamy sie byc w Indonezji w ciagu dnia, moze dwoch. Jedziemy do Melaki - godzina na poludnie od KL, starego miasta, portugalskiej twierdzy, o dlugiej i pelnej burz historii, posiadajacego mnostwo starych kosciolow, ruiny fortu - rzeczy tu bardzo egoztycznych, pelnego wiec miejscowych turystow. Z Melaki mozna plynac na Sumatre - wiec mamy zamiar spedzic jedna noc i rano znalezc sie na promie. Ale mozemy sobie miec zamiary....

Ostanio spalismy w Melacje we spanialym, starym chinskim hostelu, pelnym jednka pluskiew. Postanawiamy znalezc cos innego - ale na naszym hostelu tez sa pluskwy - co gorsza, dowiadujemy sie do innych podroznikow, ze w kazdym tanim hostelu w melace sa... Na szczescie, byc moze przeczuwajac zapluskiwenie pokoju, bierzemy pokoj z balkonem, na ktorym rozbijamy namiot - mzoe goraca, ale przynjamniej nie bedziemy sie drapac...

I zla wiadomosc - spodziewalismy sie ze prom do Indonezji nie bedzie kosztowal groszy (wiadomo, ze taniej jest samolotem, ale my bardzo chcemy zajechac jak najdalej ladem i woda...) - ale cena nas zabija - prawie 50 USD za 2 godzinna podroz. Zdzierstwo i rozboj! Wiec jeden dzien siedzimy w Melace zastanawiajac sie, czy zaplacimy, czy nie - chodizmy po miescie, idizemy do najszej ulubionej knajpy hinduskiej, gdzie 4 lata temu na palmowych lisciach jedlismy kolacje wigilijna. Wiedzimy, jak Melaka sie rozwija, jak powstaja nowe centra handlowe, nowe dzielnice - mimo to miasto ciagle jest niezwykle przyjemne, nieprzytlaczaje. Wloczymy sie po sklepach - ech, gdybysmy mieli tragarzy... W Melace moza kupic tanio tyle wspanialych rzeczy - ciuchy hinduskie, chisnkie, malajskie, piekne kolorowe chusty, ktorymi muzulmanski nakrywaja glowy - po loklanych cenach, zadnych turystycznych. A w centrach handlowych - przecenione towary dobrych firm - czasem za zupelne grosze... No, ale kto by to wszytsko nosil... Chodzimy po porcie, dowiedujemy sie, ze wysoka cena wynika z tego, ze trase obsluguje tylkko jedna firma, na niczym spelzaja nasze proby znalezienia jakiegos statku cargo, czy lodzi rybackiej..

Zeby pocieszyc sie idziemy do kina (tylko 7 zl) na Terminatora - i poejmujemy decyzje, nie plyniemy promem - udamy sie do Singapuru - moze tam w uslugach promowych panuje konkurencja i bedzie taniej - a nawet jak nie - zobaczymy Singapur! Zreszta - jestesmy tak blisko - dlaczego by pominac Miasto Lwa?

Spedzamy w Melace kolejne dwa dni, znowu odwiedzmay kino (tym razem horror), wieczoremi rozmwami z naszymi sasaidami, Francuzami, ktorzy tak jak my jada do Indonezji i zdecydowlai sie na prom z Melaki. - Singapur jest ponoc starszliwie drogi - mowia (wiemy, ale jakos to bedzie ;) W dzien jemy u Hindusa, snujemy sie po goracym miescie - spotykamu przesympatyczna Polska wycieczke - jej uczestnicy zapewne nie trafia na anszego bloga - ale jakby - serdecznie pozdrowiamy!

Jedziemy w koncu do Jahor Baru - malezyjskiego miasta lezoacego tuz przy Singapurze - docieramy poznym populuniem, wiec postanawiamy zatrzymac sie na noc, nie chcemy przybywac do slynnego z drogich noclegow Miasta Lwa wieczorem. Ale - spodziealismy sie malego miasta, czegos w rodzaju Melaki, a Jahor Bahru to olbrzymi miejski potwor, calkiem nieprzyjazny, nie mamy pojecia, gdzie znalezc jakis tani nocleg, czy w ogole takowy istnieje - a przed naszym nosem stoi autobus (za niecale 2 zlote) do Singapuru... Raz kozie smierc - decydujemy i wskakujemy....




1 komentarz:

uczi pisze...

Fajnie że są takie miłe panie. A gdzie długie spodnie Marcina ze zdjęć w Kijowie?
Terminator?I to jest globalizacja!Wydawałoby się że tam grają dopiero 'Przeminęło z wiatrem' :)