wtorek, 24 lutego 2009

Dali

O rowerowych trupach, dilerkach w ludowych strojach i nic-nierobieniu

Dali to tez stare miaso, choc juz nie tak urokliwe jak Lijang, za to gory wkolo piekne, niedaleko potezne jezioro i turystow mniej. Juz na wstepie mamy szczescie - bo znajdujemy tani hostel - za jedyne 10 yuanow od osoby wielki narozny pokoj z olbrzymimi oknami - zyc, nie umierac...
Wieczorem miasto zupelnie puste - jakby znikli wszyscy mieszkancy. A dalijczycy, od maluchow po starszych ludzi, pod jedna z bram tancza - to w kolko, to jakies przytupy, to w grupach, muzyka z manetofonu, ale "dj" dyryguje na zywo. Fajnie. Chyba tancza tak bez zadnej okazji, a jak to musi jednoczyc sasiadow jak tak reka w reke sobie poskacza... Czasem widzielismy pod bankami, urzedami grupy pracownikow (?) tanczacych, cwiczacych tai-chi. Fajnie.

Na ulicach zaczepieja nas starsze panie, ubrane w tradycyjne stroje, w rekach jakac tandetne bizuteria, ale nie swiecidelka nam chca sprzedac - pytaja "Ganja? Hash? Something more?".

Postanawiamy wynajac rowery (zalediwe 10 yanow za dzien) i pojezdzic po okoliach. Wypozyczalnie na kazdym kroku. A w nich trupy - Marcin probuje hamulce roweru, ktore od razu sie urywaja. Izy rower jeszcze w miare, ale moj i Marcina tandem istny zlom. I tak byl najlepszy z wszytskich - jako jedyny ma w miare sprawne hamulce. Cos skrzypi, trzeszczy. Po drodze musimy zatrzymac sie i poprzykrecac w jakims warsztacie kola. Pod gore niemal nie da sie jechac, bo cos blokuje tylnie kolo, zaczynamy miec powazne obawy czy dowieziemy rower calo z powrotem...
Jedziemy przez pola uprawne, wioski nad jeziorem - ktore na naszym oczach zamieniaja sie w miasta - co chwila musimy zawrocic, bo droga jest nieprzejezdna - na srodku plac budowy... W calych Chinach duzo sie buduje - drogi, domy, bloki, linie kolejowe. Jak na razie kryzysu chyba tu nie ma :)

Kupilism bilet do Kumningu - malo cieszy nas perspektywa wielkiego miasta, ktore choc ma ponoc 2 tys lat, nie ma ani starowki, ani prawie zadnych zabytkow - same wiezowce... No, ale musimy - w Kunmingu znajduje sie konsulat Wietnamu.

Podroz niemilosiernie nam sie dluzy. Nie dosc, ze nudno to glodno, po raz pierwszy jedziem pociagiem, gdzie nie sprzedaja jedzenia... A potem wielki, zatloczony Kunmning...

4 komentarze:

Elcia pisze...

Tai chi jest genialne! wycisza,jednoczesnie ładując energią, a przede wszystkim pomaga znaleźć równowage między umysłem, ciałem, duszą- a to wszystko dzięki sekwencjom połączonych ze soba ruchów i prawidłowemu oddychaniu.
A zwyczaj chińczyków ćwiczenia w duzych grupach, na ulicach jest świetną formą intergracji społecznej i dbania o zdrowie zarówno fizyczne jak i psychiczne-FANTASTIC!

Pozdrowienia od praktykujacej tai chi (niestety w sali gimnastycznej) Eli J

iza pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
iza pisze...

od jakiegos czasu zauwazylam, ze Marcinowi by sie zdalo... ;>

uczi pisze...

Marcin zawsze miał zdolność to wymyślania zaraźliwych określeń które przejmowało całe jego otoczenie.Po Waszym pobycie w Chinach zaadoptowało mi się 'parująca micha' na określenie dobrej wyżerki.Zupełnie arefleksyjnie,jakoś tak..