wtorek, 3 lutego 2009

Chendgu

CHENGDU, 36 dzien

"Swiat to ksiega, kto nie podrozuje, czyta tylko jedna strone" - napisal ktos na scianie hostelu w Xianie. Moze to i racja... A my w poszukiwaniu ciepla dotarlismy do Chengdu, stolicy Syczuanu, gdzie podobno je sie najostrzejsze jedzenie na swiecie....
A na blogu nie "dojechalismy" jeszcze do Pekinu - znowu zaleglosci :(
I nie dajemy od niepamietnych czasow fotek, ktorych mamy cale mnostwo - naprawde nie mamy jak! Ale przynajmniej w knajpach idzie nam coraz lepiej....

PEKIN - a to wszystko przez olimpiade
Bylo zimnno... brrr... wial lodowaty wicher przeszywajacy nas do szpiku kosci. Ponoc to slynny zimny wiatr znad Gobi. Niech bedzie skad chce... Brrr..
Jak na wielka stolice, wielkiego kraju przystalo w Pekinie wszedzie jest daleko, wszystko jest duze, troche przytlaczajace, wiezowce wysokie, ulice szerokie, gigantyczny Tienanmen (i jakos ciezko wsrod turystow, pieknych budynkow wokolo, nie myslec o masakrze sprzed prawie 20 lat)... Pekin to wielkie, olbrzymie blokowiska, szklane drapacze chmur w centrum, zatloczone metro, mnostwo policji, wojska i innych sluzb - niezwykle zreszta uprzejmych i przyjaznych. Zolnierze nawet usmiechaja sie, gdy robi sie im zdjecia. Pekin jest nowoczesny, bogaty, ludzie usmiechnieci. Pekinskie perelki - Zakazane Miasto, Letni Palac... szkoda ze tak wiele zabytkow w stolicy Chin zniszczono :( I oczywiscie Wielki Mur. Wybieramy odcinek "nieturystyczny" - bez koniecznosci kupowania biletow, bez kioskow z tandetami, i bez ulatwien typu kolejka krzeslkowa - czyli to, co lubimy najbardziej. Trzeba jechac kilkadziesiat kilometrow za Pekin, kilka razy zmieniamy autobus (panie bileterki chyba nie do konca wiedza czego szukamy), mijamy wioski, w koncu docieramy do celu - malusienka wioska, mur widzielismy juz z drogi, nawet pstryknlismy fotki, i wioska ponoc lezy pod samym Murem - ale nie umiemy go znalec - naprawde, mozna nie znalezc Wielkiego Muru! Nawet watpimy, z go dotkkniemy :( W koncu ludzie pokazuja nam sciezke w gore. Na poczatku, choc stroma, niezla, choc dawno nikt nie nie szedl. Potem jednak kolczaste chaszcze czynia wspinaczke niemal niemozliwa. Ale nie damy sie - przedzieramy sie, kalczemy rece, nie wazne - potem jeszcze jar i ... Jestemy! W dodatku calkiem sami... Idziemy murem, mijamy baszty, wspinamy sie, potem stromo schodzimy... Wspanialy widok...
Mur ciagnie sie prawie 5 tys km, budowalo go setki, tysiace, moze miliony ludzi. Wielu zginelo i ponoc ich kosci skladano w rdzeniu budowli... Ciezko wyobrazic sobie, jak setki, nawet tysiace lat temu powstawala ta gigantyczna budowla. Wkolo nas gory, nie widac wiosek w dole - taki widok musieli miec budowniczowi, potem stacjonujace tu wojska... Co mysleli ci ludzie? Kim byli? Jak widzieli swiat? Czy zastnawiali sie co znajduje sie dalej - za murem, za gorami? Jak wyobrazali sobie dalekie, barbarzynskie krainy (z ktorych my przybylismy :)?

W Pekinie jest drogo, moze by i nie bylo, gdyby nie to, ze nasze biale twarze powoduja w sprzedawcacgh, wlascicielach knajpek nadzieje na zarobek. Ceny wiec dla nas sa wyzsze, i teraz zamiast martwic sie, czy nie zamowimy czegos obrzydliwego, martwimy sie, czy znajdzimy miejsce, gdzie na nasz widok na stoliku nie pojawi sie pisane po angielski menu z wysokimi cenami. Na uliczce, gdzie mieszkamy znajdujemy na szczescie "babcie" sprzadajac po nomrlanych cenach nalesniko-omlety i to bedzie nasz pekinski przysmak.
Dotyczas nie mielismy takich problemow, nikt nas jakos specjalnie nie naciagal - wiec tlumaczymy sobie wszystko olimpiada (napisy Bejing 2008 sa tu na kazdym kroku) - to przez najazd turystow wycwanili sie. Na pewno tak jest :) I nasze pierwsze, jak na razie jednyne naciagaczki - na Tienanmen, tuz obok wielkiego portretu Mao, zaczepiaja nas dwie Chinki - mile, dobry agnielski, studentki, przyjechaly na Nowy Rok do Pekinu, skad jestesmy, gdzie jedziemy, jak nam sie Chiny podobaja, wybieramy sie do hutongow (stare, waskie uliczki Pekinu), one tez, pokaza nam droge. A w hutongach pytaja, czy czegos nie zjemy, a moze siadziemy razem na herbacie. Pewnie. Prowadza nas do malesnkiej herbaciarni, na scianie tandetna tapeta, wejscie jak to kazdej taniej knjapki, tylko ceny zabojcze - herbata kilkadzista juanow (normalnie - gora 5 i to dwukratnie przeplacajac) - Chinki usmiechaja sie - za to wody mozna dolewac do woli za darmo, w dodtaku maly napsis - za "wynajecie" pokokiku - 100 yanow - "za to mozna siedziec do woli" - tlmczymy naszym nowym przyjaciolkom, ze troche to za drogo, wychodzimy, Chinki oburzone - Ale to jest Pekin, nie Harbin. Mowimy, ze mozemy isc do innej, tanszej knajpi, ale nagle bardzo sie spiesza, mowily sie z kolegami... Taki maly naciagacki przekret.... Pewnie poszly na polowanie, na kolejnych turystow... A czlowiek zawsze musi sie nabrac.... Choc Chiny pod wzgledam naciagaczy, naganiaczu itp sa calkiem przyjazne... Jak na razie...

Chiczycy czesto mowia nam "Hello", szczegolnie dzieci, ciesza sie, gdy odpowiemy. Czasem prosza o zdjecie. Marcin czeka (my z Iza w ubikacji). - Ile was nie bylo? - mowi. - Do ilu zdjec musialem pozowac! Nawet z dziecmi na rekach. Spiewamy - Z dzieckiem na reku... lalalala

A props ubikacji - to bardzo lubimy w Chinach publiczne toalety - w miare czyste, co wazniejsze - jest ich mnostwo, niemal na kazdym kroku, co najwazniejsze - darmowe. Tez chcemy, zeby tak bylo w Polsce!!!

XIAN MUREM OTOCZNY
Stara stolica Chin, slynny ze znajdjacej sie niedaleko Terakotowej Armii - Xian bardzo sie nam spodobal. W miescie w calosci zachowaly sie mury obronne, wysokie, grube, otaczaja miasto (dzisiejsze centrum wlasciwie), majac kilkanascie kiloemtrwo dlugosci, witaja wjezdzajacych kilkoma przepieknymi bramami. Sa tu stare, drewniane swiatynie, przyjemne ulice, choc sa i wiezowce. W Xianie swietuja Nowy Rok, wiec miasto cale przystrojone, mnostwo czerownych lampionow, na ulicach tlumy, w swiatyni masa ludzi - pala kadzidla, wroza sobie na zaczynajacy sie rok.
Dwa razy taniej niz w Pekinie, na licy mnostwo jedzenie - najrozmaitszych przekasek - Marcin kupuje przepiorcze, samzone jajka, Iza ma swoje truskawy w lukrze, ja - dyniowe ciacho. I nikt na nasz widok nie podwaja cen :)
I tak sobie w Xianie, nic szczegolnego nie robiac siedzimy ze 3 dni....

Pomiedzy Pekinem a Xianem znowu byla noc na twardych lawakch, a potem byly nastepne (opiszemy przy nastpenym posiedzieniu na necie). I na razie nie bedzie... Najblizsze wolne miejsca w pociagu za 2 tyg... autobus stanowczo za drogi (w Syczuanie cudzoziemcom do biletow dolicza sie ubezpieczenie, wiec placa 2,3 razy drozej niz Chinczycy i nie da sie tego obejsc - a to dlatego, ze mnostow tu wypadkow i chinski rzad nie ma zamiaru placic odszkodowan)... Idziemy na stopa! Mielismy zaczac jezdzic stopem, jak bedzie calkiem cieplo i nie bedziemy w jakims molochu... Trudno...Jutro meldujemy sie na wylotowce :)

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Taaaa.....
STOLYCA, PANIE, ZAWSZE DZIADWOSKO DROGA ;)))))

Ale żeby TAK WYTRAWNI podróznicy dali się naciągnąć dwócje six?! Wietrzę Marcinka tutaj udział spory ;)

Chiński mur zawsze mnie frapował. Nie sądziłem, że można gdzieś go jeszcze dotknąć "na dziko".
Właśnie zobaczyłem wywiad w kawie czy herbacie z Dzikowską... mówiła, że faktycznie w dzisiejszych czasach powtórzenie tych kadrów, które zrobili może być niemożliwe.
Więc... życząc Wam samych intrygujących kadrów CZEKAM NA ZDJĘCIA! :P

Unknown pisze...

No wlasnie. Gdzie zdjecia?
Ja podejrzewam, ze Was tam wcale nie ma. Aga siedzi w Rzeszowie, Marcin w Lososiu a posty to sciema. Dowody! Jak nie bedzie zdjec z obsikanego Muru to nie uwierze.

Wojtek. Sz.

uczi pisze...

Cześć Marcin!Pozdrowienia po latach.Pamiętasz koncert Pearl Jam w Spodku po 5 piwach na ławce w parku? Możesz uwierzyć że ja teraz mieszkam w Rudzie Śląskiej.. Niezłe jaja. Mirek P.

KORA pisze...

Pozdrawiam Cie Marcinku!
Coś pięknego ta Twoja podróż!
Kora z PR Chorzów