środa, 22 stycznia 2014

ZACZYNA SIE PODRÓŻ NA ZACHÓD :) 


TURCJA - NAJPIĘKNIEJSZE POWiTANIE ŚWIATA 

(jakbyśmy czasem zapomniały, czym jest turecka gościnność)

/nasi gospodarze z HC i CS wiedzą, że piszemy blog, nie wiedzą jednka być może - choć może się domyślają :) że w nim wystpąpią - nawet hosty mają jednka prawo do prywatności - więc czasem zmienimy im imiona - a jeśli jesteście w CS i wybierzecie się do Turcji - na pewno ich spotkacie :)/

DZIEŃ 24 - Witam i zapraszam - Turcja :)

Rano leniwie wleczemy się na prom - dziś mówimy Cyprowi "Do widzenia" (podróżnik nigdy nie mówi żegnaj ;) - lubimy Cypr, i ten Północny, i ten "europejski" Południowy - bo jest piękny, bo jest klimatyczny, bo ciągle tu ciepło :) Ale - tęsknimy za Turcją. Za Turcją zawsze się tęskni... Kiedy kilkanaście lat temu, zupełnie przypadkiem (byłam w Rumunii i absolutnie nie planowałam Turcji, ale tak jakoś się złożyło...) trafiłam na kilka dni do Istanbułu - też zaraz potem tęskniłam. I nie wiedziałam, nie czułam, że spędzę w tym kraju tyle miesięcy, tyle lat... Po Polsce, w żadnym kraju nie byłam tak długo jak w Turcji (na trzecim miejscu jest Islandia :) ... Mówienie - druga ojczyzna - wcale mi się jednak nie podoba - bo każdy kraj to ojczyzna.... Dlatego, gdy ludzie pytają, czy nie tęsknimy do domu - co im odpowiedzieć? Że dom jest wszędzie? 

I nie wiemy jeszcze jak nas cudnownie Turcja przywita. Ale wracamy do Kyrenii.

Pakujemy się na prom - tym razem wypływamy w południe i w Turcji będziemy w środku nocy - gdzieś pewnie trzeba będzie znaleźć miejscówkę, pewnie pomarzniemy, ale jakoś dotrwamy do rana... Potem - w Mersinie mamy nocleg, napisała do nas kobieta z Hospitality Club - a potem Konya - takie mamy plany... Jedziemy tym razem na Zachód...

Patrzymy na oddalający się Cypr, na Besparmak, na twierdze, które tym razem udaje nam się wypatrzeć... Potem zachód słońca, który każdy namiętnie fotogfrafuje, a potem światła Turcji. Wraca zasięg, wszyscy dzwonią, mówią - już jesteśmy, czekajcie. Na nas nikt nie czeka... Czasem to przykre.. Nie czeka?

Wysiadamy z promu, jeszcze nie oddałyśmy paszportów do kontroli, jeszcze nie zastanowiłyśmy sie w którą stronę się udać. - Agnieszka? Magda? - podchodzi do nas młody Turek. - Tak.. - nie wiemy o co chodzi... - Widziałem, że szukacie noclegu (w Coac hSurfing jest taka opcja, że naszą prośbe widzą wszyscy z okolicy)... - zaczyna. - Skąd wiedziałeś, że przypłyniemy tym promem? - Znalazłem was na liście pasażerów - śmieje się chłopak. - Jestem oficerem, pracuję na granicy - wyjaśnia swoją obecność jeszcze przed odprawą i dostęp do listy pasażerów. - Witam w Turcji i zapraszam, mieszkam kilka minut stąd.
Bierze nasze bagaże, pokazuje pracującym kolegom, że jesteśmy z nim, więc odprawa jest symboliczna (nikt nie zagląda nam w plecaki, gdzie mamy ciut za dużo cypryskiej brandy).

Czy można sobie wyobrazić lepsze powiatanie?

Memet pracuje tu od niedawana, pochodzi z Anatolii, jako młody oficer nie może na razie wybrać sobie miejsca pracy, ale z Tasugu jest zadowolony. Opowiada o promach z dalekich krajów, o podróżnikach. - Gdy widzę kogoś z plecakiem, czasem zapraszam do domu - mówi. - Żeby sie umył, wyspał. Ale z Coach Surfingu wy jesteście pierwsze ;) I mam nadzieję, nie ostatnie...

Może cudzoziemnców dziwi zapraszający ich do domu "pogranicznik", ale to Turcja - jeden z najbardziej gościnnych krajów świata. I jakbyśmy czasem zapomniały - zawsze nam przypomina....

Memet, jak każdy Turek ma olbrzymie mieszkanie - Turcy zawsze mają wielkie mieszkania i nie wierzą, że można żyć na np. 30 metrach. Oni zyją na hektarach... ;) Mehmet ma kilka pokoi, każdy olbrzymi. Słucha klasycznego rocka, czyta dobre książki, marzy o podóżach, ma dość oryginalne, jak na Turka, poglądy polityczne i olbrzymią widzę - Studiowałem stosunki międzynarodowe - wyjaśnie skromnie. - Chciałbym pracować w dyplomacji, na razie za słabo znam języki.... Może kiedyś... 
Marzy o podróżach, o świecie. - Na razie przez kilka lat jestem uziemiony - opowiada i wyjaśnia, na czym polega jego służba, ile razy będzie przenoszony, trenowany, aż wreszcie stanie się "pełnoprawnym" oficerem. - Ale i wtedy nie będę miał zby wiele czasu... - wzdycha. - Czasem przykro mi, kiedy patrzę na odpływające daleko promy... Ale pocieszam się, że choć na razie nie podróżuję, to świat przybywa do mnie - spotykam ludzi z całego świata - opowiada. - Uczę się języków, staram się zawsze pogadać, popytać...
Choć jestesmy zmęczone, rozmawiamy z Mehmetem do białego rana... Degustujemy cyprysjkie brandy, Mehmet częstuje nas piwem... No tak, na pewno nie wyruszymy o świcie..






DZIEŃ 25 - A może to terrorystka?

Rano spacerujemy po miasteczku. Mehmet ma dużo czasu, Tasugu jest małe, więc zna każdy zakątek - odkrywamy na nowo port - zachwycamy się przeczystą wodą, jest już chłodno, plaże są puste - Mehmet codziennie po nich spaceruje - Idzie zima, będą sztormy... - zamyśla się. 

- Mój kolega kończy pracę i możemy gdzieś pojechać - mówi chłopak i żałuje, że nie ma samochodu. - Na razie wszytskie pieniądze wydałem na sprzęt fotograficzny, teraz oszczędzam na samochód - śmieje się. Możemy poczekać. Kolega zjawia się po południu - jedziemy w stronę Mersinu - po drodze zwiedzamy twierdzę w Silifke - przejeżdżałyśmy już tędy i nigdy nie przyszło nam do głowy, że znajduje się tu piękna, potężna twierdza... Jedziemy do sławnych jaskin "Piekło"i "Niebo" - robi się już ciemno - ale może teraz jaskinie robią jeszcze większe wrażenie. Do Nieba idzię się w dół (co ciekawe), a do Piekła - w górę. W dodatku w Niebie jakoś ponouro, a w Piekle - piękniej. Ale to może kwestia pory dnia :) Tak czy owak - jaskinie robią wrażenie.... szczególnie bezdenne piekło...

Chłopaki biorą nas na jedzenie - szkoda nam się rozstawać - może jednak wrócicie do Tasugu? - pytają. Tym razem goni nas czas - zastało nam tylko 14 dni w Turcji... Wiza. A plany mam - wielce ambitne. Wiec z przykrością się żagnamy i idziemy na stopa...

Jest już całkiem ciemno, ale nie czekamy długo - zatrzymuj się nam busik - Odwiozłem turystów na prom i wracam do Adany - mówi kierowca. - Jedziecie ze mną? - zaprasza. - tylko do Mersinu, wiza... - tłumaczymy... Kierowca jest przewodnikiem, mówi płynnie po angielsku, rosyjsku i arabsku - rozmawiamy o wojnie w Syrii, o Kurdach, o świecie....  Dojeżdżamy do Mersinu. - Gdzie śpicie? - U znajomej - Gdzie mieszka? Podwiozę was - Nie wiemy, mamy numer telefonu - Kierowca dzwowni. Nie wiemy, że nasza hostka, Fatma, to starsza pani, w dodatku schorowana, i niedobrze słyszy. - Nie mogę się z nia dogadać - mówi kierowca. - To na pewno Turczynka? Dobrze ją znacie? A może to jakaś terrorysta? Może to pułapka? Lepiej jedźcie do mnie - zastanawia się nad naszym losem.

Zapewniemy, że Fatma nie jest terrorystką. Kieorwca dzwoni jeszcze raz, w końcu dogaduje się, jeździ po Mersinie, bo Fatma mieszka  w górach nad miastem, na obrzeżach. Nie możemy trafić, kilka razy zawracamy. - Zostaw nas, znajdziemy, szkoda twoejgo czasu, jesteś zmęczony - mówimy do kieorwcy. - Nie ma mowy, nie jestem zmęczony - muszę was zawieżć pod sam dom i upewnić się, że będziecie bezpieczne, a jak coś bedzie nie tak, zabieram was do Adany.

W końcu znajdujemy dom. Wychodzi po nas.... Mongołka. Mówi na szczeście po turecku i zapeewnie kierowce, że wszystko w porządku, Fatma czeka na nas i na pewno się nam zaopiekuje. Kierowca wygląda na uspokojonego...

Fatma siedzi w łózku z komputerem. Ma długie warkocze, dziewczęcy uśmiech. Jest profesorem chemii na miejscowym uniwersytecie, ostatnio troche choruje, ale podróżnikom nigdy nie odmawia gościny. A tajemnicza Mongołka, przemiła zresztą, to jej studentka, która za mieszkanie troche pomaga w domu. Widać, że obie bardzo się lubią.
- Macie mężów? - pyta nasza gospodyni. Na naszą przeczącą odpwowiedż odpowiada - You are very smart girls ;)

Rozmawiamy o podróżach, Fatma opowiada o Polakach, których gościła - Wracali ze Wschodu, zmeczeni potwornie, zatrzymałam ich na kilak dni... Nasz wiza nie pozwala nam zostać dłużej.... Oglądamy serial - "czarna róża" o bardzo skomplikowaej treści, jemy pomarańcze z ogrodu, pijemy turecką herbatę. Dostajmy pokoik na górze, gdzie rano obudzi nas ze wszystkich stron słońce, zaglądające oknem drzewa i w dole widok na Mersin.









DZIEN 26 Dluga droga do Konyi... (i nawet zboki są :)

Rano czeka nas rodzinne śniadanie - my, Fatma, Mongołka, siostra Fatmy, sąsiadka - same baby. I wszystkei tureckie specjały - wszystko co najlepsze :) I do tego owoce, kawa, potem herbata i rozmowy.... Szkoda nam opuszczać ten gościnny, wielki dom... Ale czas na nas...

Okazuje się, że do wylotówki mamy tylko kilkaset metrów. Idziemy na miejsce, uświadamiamy sobie, że nie mamy wody, a zaczyna nam się mocno chcieć pić. Mijają nas robotnicy - jeden odwraca się, uśmiecha i nic nie mówiąc, jakby nigdy nic daje nam butelkę wody... Turcja. Cuda. Podróż. Dostaniesz zawsze to, czego potrzebujesz (i oby nie więcej ;)

Jeszcze nie wyciągamy dobrze ręki - już zatrzymuje się samochód. Na dzień dobry - zboki. Jadą tylko kilka kilomerów, do sąsiedniego miasta, ale zawiozą nad do Konyi (powtórka z rozrywki hehe) - Pytamy, czy zdają sobie sprawę, że to kilkaset kiloemtrów, przez góry, wiele godzin jazdy. Nie ma probmeu - wszędzie z nami pojadą. Odmawiamy, naciskają. W końcu zatrzymujemy się na kawę - kierowcy dalej swoje, dzwonią  nawet do jakiejś kobiety (nawet baby wciągają w zbokowactwo), która po angielsku tłumaczy nam, że jej przyjaciele zawiazą nas bezinteresowanie do Konyi i gdzie tylko zechcamy... Ta.... Pijemy kawę, DziFisz idzie do ubikację, tlumczę kieorwcom, że DziFisz ma bardzo agresywnego chłopaka w Konyi, który pochodzi z Hakkari (miasto w górach zamieszkałe głównie przez Kurdów), i jeśli dowie się, że pijemy kawę z obcymi będzie bardzo zły.... 

Być może przestałyśmy się podobać, albo kieorwcy stwierdzili, że nie jesteśy warte setek kilometrów, bo zostawiają nas. Uf...

I za chwilę nastepmy samochód. Jedzie aż do Stambulu! Może być przez Konye! Kieorwcy wracają z Adany, skąd pochodzą - odwiedzali rodzinę, wypoczywali na plaży. Mówią świetnie po angieslku, zero zbokowania.... Rozsiadamy się wygodnie - przed nami super dzień!

Zatrzymuemy sie przy twierdzy 'Kyzkale" - tej widokówkowej, na wyspie, a wyglądającej jakby zbudowano ją na morzu. Jedziemy przez Taurus - cudne widoki, pijemy piwo, zatrzymujemy się na niezlizone kawy i herbaty, wysoko w górach jemy obiad (oblrzymi, turecki, na szczśście nie koza - tym razem baranina... niewiele lepiej w sumie...)... Genialy dzień... Turcja jest wspaniała...

Wieczór, ciemno, jesteśy w Konyi - powtórka z wczorajszego dnia - jedziemy do znajmomego, nie wiemy, gdzie mieszka, ale mamy numer telefonu. Kierowcy umawiają się z naszym hostem - host podjeżdża, przenoszą nasze rzeczy (śmiesznie, przerzucją  nas jeden od drugiego jak jakies paczki ehhe) - rozmwiaają ze sobą, wymieniają się wizytówkami, żegnamy się z kierowcami (zapraszają do Stambulu, ale tym razem nietety mamy zamist ominąć wielkie miasto.. ale może kiedyś...), wsiadamy do hosta - jedziemy do mieszkania - Zostawcie rzeczy i jedziemy na miasto - zapowiada nasz gospodarz.

Byłyśmy w Konyji setki razy  ale z turystami, więc niewiele widziałysmy z miasta. Wycieczki zwiedzają tylko klasztor Mevlany - a Konya to przecież selżucka stolica, ze wspaniałą staróką, unikalnymi seldżuckimi meczetami, są tu nawet bizantyjskie kościoły... Wow... Wszystko oświetlone, piekne. A potem idziemy na hernatę to ulubionej knajpki naszego gospodarza, zbudowanej w starych miejsckim murach, z muzyką na żywo. - Dziś sobota - zapowiada nasz host. - Jedziemy na piwo!

Jedziemy - do Rixosa (sieć ekskluzywnych hoteli). My w naszych podróżniczych nie pierwszej czytskości ciuchach.... Trudno.... Nikt na szczęście nei zwraca na nas uwagi. Wypijamy po kilka piw, toczymy dyskuję - Nasz host jest młodym handlowce, ma też swój biznes - praca dla mnie, biznes - żeby zarobić na byłą żonę - śmieje się nasz host. Jest tak pozywtyny, radosny, że nawet nei czuejmy zmęczenia... W domu degustujemy znowu brandy, planujemy jutrzjeszy dzień - Jestem do waszej dyspozycji, pojedziemy, gdzie chcecie - zapowiada nasz gospodarz - i nad ranem idziemy spać.... 








Jak my lubimy ten kraj... Będę się powtarzać - czy można sobie wyobrazić bardziej gościnne miejsce?

1 komentarz:

uczi pisze...

melduje że przeczytałem jednym haustem:)