poniedziałek, 6 stycznia 2014

PAFOS - LAKKI

CYPROWO CYPRYJSKO - JEST CORAZ LEPIEJ :)

PAFOS

DZIEŃ 18 PAFOS WOW

Nasz kanion rano okazał się całkiem miły i przyjemny - więc tym razem szukanie miejscówki po ciemku okazało się sukcesem.

Rano jedziemy do Pafos autobusem podmiejskim - tanio, blisko - ze stopem różnie by było, bo właściwie Coral Bay to część Pafos i nie ma za bardzo gdzie łapać... Ale się tłumaczymy hehe To nasz pierwszy w tej podróży transport publiczny.... ;)

Pafos zaczynamy od plaży - właściwie kąpania, bo plaży jako takiej nie ma, są drabinki do niezwykle zresztą czystego morza. Są też prysznice - więc kąpanie w słodkiej wodzie, pranie - suszymy sobie ciuchy (dobrze, że wieje :) - całkiem przyjemny poranek - jesteśmy obrzydliwie czyste w obrzydliwe wypranych i pachnących ciuchach.... Namiot nas nie pozna i nie wpuści...

W Pafos (całe na liście Unesco), jednym z najpiękniejszych i najsławniejszych miast Cypru jest wiele do zobaczenia. Jest twierdza, malownicza, z niej widok na miasto. Są antyczne ruiny - sławnego Pafos - świetnie zachowane - tu przebywał i nauczał św. Paweł (szlajamy się po wyspie więcej niż on ;) - dużo świetnie zachowanych mozaik (będzie niepoprownie politycznie - po co opisywać mozaiki alfaberem Braila, skoro niewidomi i tak ich nie widzą? dobra, chamskie pytanie, ale nas nurtuje....) - a ostatnio stałyśmy się ich fankami. Jest też kościół św. Pawła, jeden z najstarszych na wyspie, i pośród antycznych ruin, pośród mozaik, są katakumby (właściwie groty, gdzie kiedyś modlili się chrześcijanie), sa królewskie grobowce  - i Pafos samo w sobie też malownicze, przytulne, ładne po prostu.  Bardzo sobie Pafos chwalimy.
















Dobry, "zwiedzaniowy", udany dzień. I zachód słońca w Coral Bay. Jak porządni turyści. A namiot czeka sobie, przez nikogo nie niepokojony w wąwozie.


DZIEŃ 19 - WIELKI DZIEŃ DZIFISZA - TEGO OTO DNIA ZALICZYŁYŚMY WSZYSTKIE CYPRYJSKIE (PÓŁNOCNE I POŁUDNIOWE PIPKI)

Rano śniadanie, zakupy - market jest bardzo, bardzo tani - Cypr jest drogą wyspą, chyba, ze kupuje się w supermarketach - typowo "angielska" szkoła prztrwania - fasolki, konserwy itp - da się żyć :) - tylko trzeba wiedzieć, gdzie supermarket... A to już wyższa szkoła jazdy... Ale tym razem się nam udało...

Stop nawet nam dobrze idzie - pierwszy spory kawał podwozi nas Irańczyk, potem farmerzy - zatrzymują się zakurzonymi pick-upami, na których przyczepy ładujemy plecaki, wiele nie mówią, wyrzucają nas w środku niczego, a potem następny pick-up... Odbijamy od morza, przejeżdżamy góry, potem znowu morze, plaże, wielkie plantacje pomarańczy, wioski. DziFisz oświadczył, że jest jeszcze jeden ostatni Pipek, który wypada zaliczyć. Problem z Pipkiem jest taki, że nie ma do niego drogi, wypada kilkanaście dobrych kilometrów piechotą w jedną stronę, po górkach, w dadatku jest tam Park Narodowy, więc na pewno nic nie pojedzie...  - no dobra, spróbujemy... Jeśli będzie ciężko, gorąco, bez wody i daleko DziFisz obiecuje, że zadowoli się widokiem Pipka... Ale oczywiście DziFisz ma układy i.... (ale nie uprzedzam faktów).

Łapiemy w stronę Pipka - mijamy małe miasteczka, w których mieszkają chyba tylko angielscy emeryci - domy na sprzedaż, na wynajem, w większość puste, starsi ludzie spacerują po plaży. Cisza i spokój. Zatrzymuje nam się farmer (leśnik? strażnik parku?) - terenowym pick-upem, jedzie tam, gdzie chcemy, a właściwie... - Jadę dalej, na sam kraniec półwyspu, przez cały Park Narowody - mówi. - Nie ma tam drogi, nie wolno - ale ja mogę wjechać - mówi. - Przejedziecie się? Potem was oczywiście odwiozę do głównej drogi...

W ten sposób DziFisz ma swój Pipek.

To jest najlpesze w jeżdżeniu stopem - nigdy nie wiaodmo, co się przydarzy. I czasem rzeczywistość przekracza plany i marzenia.... 

Jedziemy klifem, samochód tańczy nad jego krawędzią, podskakuje na wybojach. - Nie bójcie się, często tędy jeżdżę - śmieje się kierowca. Widoki - rewelacja. Czasem mijamy turystów, spoconych, dyszących - ale z nas szychy! Turysci z szacunkiem robią miejsce, zchodza ze ścieżki, na której ledwie się mieści nasza terenówka (autostopowiczowie nie wolnio być złośliwym... ale czasem... hehe... to ci turyści, którzy nam się nie zatrzymują ;), a teraz niech schodzą z drogi :)Pipek jest niemożliwie piękny a DziFisz niemożliwie zadowolony. W pewnym momencie kierowca skręca - wjeżdża między drzewa, każe iść za nim - przed nami w dole coś - co można nazwać tylko rajską plażą... Woda tak przejrzysta, że aż biała, potem turkusowa, piaseczek, skały... To chyba dekoracja, takie miejsce nie może istnieć... - Jak chcecie możecie sobie popływać, ja za dwie godziny wracam tędy - pewnie, że chcemy... nawet jak po nas nie wróci -  myślimy sobie, warto... Schdzimy w dół wyrabanymi w skale schodami, o któych pewnie wiedzą tylko wtajemniczeni.... Wow - i nie ma tu prawie nikogo, tylko my.... Woda może być tak czysta? Turkus tak turkusowy? Piasek tak biały?











Kierowca wrócił po nas, znowu jedziemy kilkadzisiąt minut klifem, znowu widoki... Ale zrobił nam wspaniały dzień... Zostajemy, aby zobaczyć "łazienkę Kleopatry" - źródło w skale - całkiem fajne, ale bez rewelacji, potem nie możemy nic złapać (za dużo szczęścia jak na jeden dzień ;) - więc pieszo pokonujemy kilka kilometrów do miasteczka (mamy tu ukryte plecaki ;) Znajdujemy miejscówkę. DziFisz świętuje wszytskie Pipki (skrajne punktu Cypru) - ale był wspaniały dzień. Wybaczamy farmerom nachodzenie nas w nocy.... 

Znajdujemy miejscówkę nad miasteczkiem, oglądamy zachód słońca. Znowu jak porządni turyści...

DZIEŃ 20 Niedzielowanie

Miasteczko, gdzie jesteśmy nazywa się Lakki i mamy zamiar się w nim zatrzymać. Otóż podróżując należy robić sobie dni wolne - nie można codziennie - stop, miejscówka, zwiedzanie, jedzenie... Nie da się - człowiek wpadnie w podróżniczą rutynę, która jak każda rutyna do niczego dobego nie prowadzi, będzie zmęczony, rozdrażniony - trzeba czasem posiedzieć, nic nie robić, poczytać, ponadrabiac różne zaległości, pocieszyć się drobiazgami, poukładac sobie rzeczy w plecaku, posprawdzać, czy są rzeczy, które wydają się zagubione, coś tam poszyć....  My dni wolne staramy się mieć w niedziele - takie nasze małe święta - nie zawsze się udaje, ale w końcu musi... I dziś jest niedziela - Lakki jest spokojne, ładne, ma fajne plaże, ładne okolice, mamy bardzo dobrą miejscówkę (nie widać nas a my widzimy całą okolicę) - więc robimy sobie wolne. Więc - śpimy długo, idziemy na plażę, kąpiemy się, czytamy, leżymy, idziemy po piwo, które pijemy and morzem, spacerujemy, podziwamy widoki, a dziś widać pół wyspy - oba Pipki :), oglądamy zachód słońca... Niedzielujemy :)







Brak komentarzy: