wtorek, 7 stycznia 2014

Cypr - klasztory, góry i Nikozja

MISJA CYPR WYKONANA :)


DZIEŃ 21 Jak autostop przyczynia się do pokoju na świecie



Nasz pierwszy kierowca poinformował nas, że mamy dziś Dzień Pokoju - rocznicę zakończenia dla Cypru II wojny światowej. Więc zeszła na tematy "wojenne" i na wieść, że jesteśmy Polakami, kierowca mówi - Nasze cierpienie to nic w porównianiu z waszymi.... Taka inna perspektywa... Jakoś tak w ten piekny, słonczeny dzień, podziwiając góry, morze, cedrowe lasy nie mamy ochoty na historyczne rozważania - ale nie uda nam się ich uniknąć, bo nasz następny kierowca to Niemiec - turysta - i też mu zeszło na sprawy wojenno-pokojowe. Tym razem nie na II wojnę, ale na konflikty cypryjskie. Dobra, będzie dzień polityczny :)

Nasz Niemiec wynajął na cały dzień samochód, jedzie mniej więcej tam gdzie my, ale chce też pojeździć po górach, "zrobić" kilka punktów widokowych... Czy nam to nie przeszkadza.... Co za pytanie! Tym bardziej, że na tego stopa sporo czekałyśmy, bo dziś mały ruch, zresztą w górach chyba zawsze rucj jest mały... siedziałyśmy pod drzewem (wielkim dębem) w małej wiosce, przed górami z przekonaniem, że wrośniemy tutaj w pobicze.. Przez godzinę nic nie przejechało... No - ale na takiego stopa warto było czekać...

Jeździmy serpentynami po górach, jest niesamowicie, świetna widoczność, widzimy Cypr Północny z góry, widzimy bezkresne morze, widzimy nasze "pipki", dojeżdżamy do najwyżej położonych punktów i widzimy jak na dłoni prawie całą wyspę.... Cypr to nie tylko morze - to też wysokie góry - super by było kiedyś po nich pochodzić... - Jak można żyć w tak pieknym miejscu i toczyć wojny? - zastanawia się kierowca.... - Chwila w tych górach i jedyne, czego człowiek chce to pokój...  Dyskutujemy - każdy kraj jest piękny. I w każdym walczyli, walczą, lub będą walczyć ludzie... Dochodzimy do nad wyraz pesymistycznych wniosków... - Jeżdżenie stopem zbliża ludzi - odkrywa nasz Niemiec. - Nie ważna skąd jestem, skąd wy jesteście, jedziemy razem, odkrywamy ten piękny kraj... Z tym zgadzamy się w 100 proc... - Ludzie powinni się poznawac, podróżowac, wtedy może cudzoziemiec, ten z innego kraju nie będzie dla nic anoniomy - będzie jego przyjacielem, który zabral go na stopa, albo którego on zabrał, który pomógł mu w podróży...




Jedziemy do jednego z najsłynniejszych (i najbardziej obleganych przez turystów) klasztorów. Kramy z pamiątkami, droga resteuracja. Podchodzi do nas kobieta. - Słyszałam polski - zaczepia. WYpytuje, dziwi się, że jeździmy autostopem, śpimy pod namiotem (to możliwe?). Przyjechała na kilka dni do pracującej tu córki. Dzielimy się doświadczeniami, opowiadamy sobie jaki piękny jest Cypr. - To na Północny też te Turki wpuszczają? - dziwi się kobieta. - Nas wpuścili ;)


W klasztorze zachwycamy się mozaikami - tymi starymi, i tymi nowszymi. 














Potem w miejscu przepięknym łapiemy stopa - ruch mały, zwykle autobusy turystyczne, podchodzi mnich, zagaduje, życzy powodzenia. A potem zatrzymuje się mały, wynajęty turystyczny samochód. A w nim młodziutcy Rosjanie. Dziewczyna w zaawansowanej ciąży - przyjechali pomodlić się - O naszą przyszłość tutaj - śmieją się. Są tu dopiero dwa dni. - Wszystko poszło nagle - opowiada dziewczyna. - Mąż jest informatykiem, dostał tu pracę, nie spodziwaliśmy się, że go przyjmą... a w Rosji za wiele nas nie trzyma, pracy nie mamy, pieniędzy też nie... Od razu zdecydowaliśmy się, wszytsko poszło tak nagle, dokumenty, bilety. Mamy tu małe, ale śliczne mieszkanko, jest pięknie, choć lata się boimi, upałów - bo my z Północy jesteśmy przecież... Jakby nam kiedyś ktoś powiedział, że nasze pierwsze dziecko urodzi się tak daleko od Rosji - śmieją się.
- Cieszymy się, że was zabraliśmy się - mówią. - Nie spodziewaliśmy się, że będziemy dziś z Polakami jechać. A ponoć się nasze kraje nie lubią. A tam, nie lubią... - śmieją się i postanawiamy przejść z angielskiego na rosyjski. - Wstyd, żeby Słowianie między sobą po angielsku...
Jedziemy dość długo, Rosjanie cieszą się,  bo mamy dokładną mapę, a oni nie byli pewni, czy dobrze jadą. - Darmowa, z informacji turysstycznej, dostaniecie tam mapy, borszurki - radzimy. Dziękują, bo nie wpadli, żeby iść do informacji. - My normalnie tak dużo nie podróżowaliśmy... Jestesmy pierwszy raz za granicą... - tłumaczą się. - To teraz będziecie, na Cyprze jest dużo do oglądsnia - śmiejemy się. - Myślicie, że damy rade tu żyć? - pytają, gdy sie żagnamy. - Pewnie! Bierzecie stopowiczów, jesteście dobrymi ludźmi, więc na pewno wszystko będzie dobrze!
Wysiadamy w wiosce Kalopangitis, całej na Unesco - w wysokich górach. Mała, kamienne średniowieczna wioseczka, brukowane uliczki, domku przyklejona do skał, głeboki wąwóz. W nim klasztor - jeseśmy późno, więc zamknięty. Planujemy znależć w wiowce miejscówkę i odwiedzić klasztor rano. Spacerujemy, starsza, przemiłą pani pokazuje nam małą śfredniowieczną kapliczkę, do której ma klucze, idziemy za wioskę, robi się ciemno, myślimy, gdzie tu rozbić namiot (nie ma ani grama prostego miejsca) i nagle... Stary, średniowieczny młyn. Piekny, Można wejść do środka... Chyba niklt nie będzie zwiedzał młynu nocą... Rozbijamy w środku namiot. Noc jest chłodna, jesteśmy dość wysoko... Całkiem nam się dobrze w młynie spało :)










DZIEŃ 22 - szkoła cierpliwości :)

Jako, że jesteśmy w dolinie, a wkoło wysokie góry mimo, że już całkiem późno, jest zimno, a słońca nie ma. Czekamy aż wyjdzie, chuchamy na zamarznięte palce. Słońce zasłaniają szczyty, a ono pni się w góre wyjątkowo leniwie. No tak, przecieć idzie jesień.... Wiecznie nie będzie lata, nawet na Cyprze... Niedługo będzie za zimno, aby spać w namiocie... 

Obiecujemy sobie, że po wyjeździe z Cypru przesiadamy się z namiotu do Coach Surfingu (osobą nie znającym tej organizacji gorąco polecam zapoznanie się z nią na stronie coacha i jak najszybsze przyłączenie się :)

Słońce wyszło - dziś dzień ćwiczenie cierpliwości. Idziemy do klasztoru, który jeszcze zamknięty - czekamy na mnicha. Rozmawiamy z klasztornymi kotami, nabieramy wody. 





A potem bardzo długo łapiemy stopa - kolejna lekcja cieprliwości, podchodzimy do końca wioski, ciężko się idzie z plecakiami, może tu, "na wylocie" będzie lepiej... Nic z tego. Mało co jeździe, a jak już pojedzie, albo nie ma miejsca, albo nie jedzie daleko (można na Cyprze jechać daleko???). W końcy zatrzymuje nam się starszy pan, podwozi kilaknaście kiloemtrów. Zawsze coś. A potem jakoś idzie - starsze małżeństwo, rozklekotanymi starym mercedesem, z kasety leci muzyka z westernów. Potem znowu czekanie. Długie - stałyśmy się niewidzialne? Nikt już nas nie lubi? Za dużo miałysmy szczęścia? A snułyśmy sny o potędze pt. dziś będziemy w Kyrenii (bo jedziemy do Nikozji, a stamtąd chcemy do Kyrenii, a stamtąd... na prom - tak nasza cyprysjak przygoda powoli doboega końca... :(

Po długim czekaniu postanawiamy kupić piwo i wypić w krzakach. Co czynimy - i potem, od razu - stop. Już wiaodmo co trzeba robić w razie zbyt długiego czekania...

Przemiły młody człowiek jedzie do Nikozji. Gdy wyjeżdżamy na autostrade naszym (i jego przede wszystkim oczom) ukazuje się wyryta w zboczu góry gihgantcyzna turecka flaga. Góruje nad całą NIkozją i widac ją z kazego punktu miasta, i oczywiście z autostrady. Oczywiście jest ona po "stronie Półnicnej" i widziałyśmy ją już, ale jakoś nie zdawałyśmy sobie sparwy, że tak doskonale jest widoczna też z tej strony... taki chyba zresztą jej cel... 

Wysiadamy w centrum. Nowoczene, ładne miasto. Szukamy starówki - i nic nie znajdujemy, błądzimy - no, nic znależć się nie da, bo cała stara Nikozja jest w remoncie, trwa jej odbudowa - wiec zamiast starego miasta jest jeden gigantyczny plac budowy. Prace, jak informują tablice, sponosruej Unia Europejska. 

Idziemy na deptak - taki jak w każdy mieście - drogie sklepy, pamiątki dla turystów, knajpki, resaturacja, kantory... Tylko jedna rzecz inna - nagle deptak kończy się - Granica - informacja - Nikozja jest obecnie jedyna na świecie stolica podzieloną na pół...





Póludniowocyprysjcy podranicznicy obojętni, północno - Pytają, czy chcemy pieczątkę w paszporcie czy na osobnej kartce (pieczątki państw nieuznawanych mogą czasem sprawiać problemy). Może być w paszporcie - i tak już jedną mamy... Urzędniczka miło wita. Granica chaotyczna, zatłoczonam pewnie można by ją przejść bez kontroli - w ta przynjakniej stronę. W drugą - mniej - bo to Unia... Choć...

Jesteśmy znowu na Cyprze Północnym. Jak się czujemy? Swojsko. W domu. Czy to wiele miesięcy w Turcji, czy wrodzone umiłowianie chaosu, lekkiego bałaganu... czujemy się, jakbyśmy wróciły z podróży - do siebie... Bylyśmy już w Nikozji, wiemy jak wyglądają obie strony... Byłyśmy tu epokę temu - kiedy jeszcze nie znalyśmy "drugiej strony". Epokę - po poznanie "drugiej strony" (nie tylko Cypru :) to zawsze nowe myślenie, nowy świat...
Łapiemy stopa do Kyrenii - no - od razu! Młody inżynier z Turcji, Syryjczyk, który urodził się i wychował w Turcji, mieszkający od pary lat w Kyrenii. Tez by chciał podróżować, ale nie ma czasu - Muszę pracować, zarabiać, mieć pieniądze - mówi. - My też musimy - smiejemy się. - Ale jeszcze bardziej musimy podróżować... - I rozmawiamy sobie o życiowych filozofiach :) - Wiecie o czym marzę? - pyta, gdy się rozstajemy. - Aby wrócić do Syrii. Cały czas to planowałem, ale zwlekałem, a teraz, gdy wybyuchła wojna, gdy do Syrii nie mogę wrócić.... Zrozumiałem, że nie mogę więcej czekać... Że czekając zrobiłem błąd. I przyrzekłem sobie - jak tylko wojna się skończy, nie czekam ani dnia. Wracam - na pewno będą potrzebni inżynierowie, trzab będzie odbudowac kraj... I nie ważne, ile będą zarabiał...Macie rację, są rzeczy waznijsze do poieniędzy. Dla was świat, a dla mnie Syria..

W Kyreni znajdujemy nasza starą "miejscówkę". Jest :) Kupujemy tureckie jogurty, ayran i inne smakowitości, których nam brakowało...Chodzmi wiecozem po mieście - czuć kończący sie sezon, knjapi piuste, w tym, kóre działają klincie siedzący na zewnątrz dostają koce... Nam by też mógł ktoś dać ;) Siedzimy nad morzem, spacerujemy po starówce...



DZIEŃ 23 hej, to znowu my...


Cały dzień w Kyrenii - bo prom mamy jutro. Spacery, jedzenie, siedzenie nad morzem. Rano wysyłamy zapytania do Coach Surfingu. I... wieczorem sparwdamy maile - są zaproszenia! Niemal wszyscy odpwiedzieli pozytywnie! Super :) Nasze życie zmieni się diematralnie ;) Ale to wcale nie o wygode i lenistwo chodzi ;) Po prostu - idzie zima :) Jutro odpływamy z Cypru... Po trzech tygodniach...









Brak komentarzy: