niedziela, 24 lutego 2013


Największy smakołyk na do widzenia

Ani

Mamy znów szczęście to pogody - po wielkiej, potężnej burzy, gdy gigantyczne pioruny oświetlają mury, a my jesteśmy pewni, że żywioł zniszczy nas, restaurację, wioskę, i cały świat wkoło, rano nad Ani świecie słońce... Jesteśmy niedaleko Kars, najzimniejszego miasta w Turcji, opodal ruin Ani - przez setki lat wielkiej stolicy Armenii, opływającego bogactwem miasta Szlaku Jedwabnego, miasta tysiąca katedr... Smutne i wspaniałe jest Ani... I widzimy ośnieżone szczyty Armenii :)

Jeszcze wieczorem poszliśmy zwiedzać. Aż zrobiło się ciemno... Burza - potężna. Co by było, gdybyśmy spali w namiocie? Lepiej o tym nie myśleć... Nasi "gospodarze" spadli nam z niebie... Siedzimy z Turkami, pijemy przemycaną (jak?) z Armenii wódkę. A rano - słońce...Stoimy przed potężnymi murami, bramami - WOW!!!! 

Miejsce na stolicę - idealne - wrzynające się w głęboki wąwóz - dziś daje to niesamowite widoki. W wąwozie rzeka o niezwykłym turkusie, latem pewnie kąpią się w niej miejscowe dzieciaki. Ten wąwóz to granica między Armenią i Turcją, państwami, które nie utrzymują ze sobą stosunków dyplomatycznych, i - niestety granicy turecki-armeńskiej nie można przekroczyć, więc choć mamy Armienię dosłowenie na wcyiągnięcie ręki, pojedziemy tam przez Gruzję... Widać stąd wieże strażnicze Ormian, wioski po drugiej stronie granicy... jeszcze nie dawno, że względu na bliskość granicy, turyści nie mogli odwiedzać tego miejsca. Z tych czasów zostały jeszcze stare tablice z zakazami wstępu i fotografowania...  Dla Ormian Ani jest szczególne, ale dziś w całości znajduje się na terenie Turcji. Co i tak trudnych relacji pomiędzy oboma narodami nie ułatwia... Ale nie piszemy o polityce... Gdy w niedalekim, tureckim poligonie urządzane są ćwiczenia, mury Ani niebezpiecznie drżą, i to budzi niepokój nie tylko Ormian... 






Ani było nazywane "miastem 40 bram". Albo miastem "1001 katedr". Pierwsze wzmianki o Ani pochodząz V wieku, w średniowieczu liczyło kilkaset tysięcy mieszkańców, było konkurentem Bizancjum i Kairu. Tu tworzyli swe dzieła najwybitnijesi, genialni ormiańscy architekci, malarze, rzeźbiarze. Pamiętajmy, że Armenia jest pierwszym krajem świata, który oficjalnie przyjmuje chrześcijaństwo - i tu powstaje, kwietnie, rozwija się wspaniała sztuka sakralna... I choć dziś wszystko w ruinie - ciągle widać geniusz wielkich twórców... Katedry, choć czasem zapadł się dach, runęła potężna kopuła - szokują ogromem - jak musiały wyglądać w pełni swej świetności? Gigantyczne kolumny... Pełne, gdy w Europie takie dzieła nikomu się jeszcze nie śniły... Ruiny domów, pałaców... Jak wspaniałe musiałobyc tu miasto... W X wieku greckie, niedługo później Ani podbijają Turcy i wtedy zbudowano w Ani jedyna świetnie zachowana dziś budowlę - pierwszy na terenie dzisiajszej Turcji meczet. Przez następne 400 lat Ani przechodzi z rąk do rąk - Gruzini, Mongołowie, Persowie. Coraz bardziej niszczone, upadające, maskary, zniszczenia, pożary... A potem miasto znika z map... Aż do XX wieku, kiedy zaczynają sie nim interesować archeolodzy. Dziś ruina - ale pełna cudów, ale robi wciąż wrażenie...








meczet z X wieku


Coś się w Ani dzieje... Ale niewiele, ruiny potęznychy katedr, kościołów (było ich tu ponad tysiąc) błagają o renowację. Zacierają się ciągle wspaniałe freski... Miejsce, gdzie były kopuły, porasta trawa... W jeden kościoł uderzył piorun, inny po prostu zawalił się... Mało tu turystów, jesteśmy prawie sami, pracownicy - strażnicy Ani, pokazują nam tajemnice miasta... Katedry, klasztory, zamek... Tajemne przejścia... Zapraszają na herbatę.










Już same wielokilometrowe mury robią wrażenie, ANi jest potężne, gigantyczne, rozciąga się na przestrzeni dziesiąków kilometrów. Rzym Jedwabnego Szlaku. Szkoda, że tak mało zachowane. Szkoda, że wciśnięte w sam środek politycznych waśni...





















Ani można zwiedzać caly dzień. W urwisku, w kanionie jest tzw. Mała Kapadocja, też piękna, jakskinie-gdzie mieszkali kiedyś ludzie, a dziś wykorzystują je wciąż okoliczni pasterze. Wędrować i wędrować po ANi. I okoliczna, typowo turecka wioska, też ciekawa, ludzie zbierają, suszą krowie placki - będzie opał na zimę, domy z płaskimi dachami porośniętymi trawą... 



Wracamy stopem do Kars - i stamtąd kierujemy się na gruzińską granice. 





Oczywiście chwila - i jesteśmy w TIrze... Przewspaniały kierowca. A my mamy problem - z naszymi żołądkami jest bardzo źle... No, niefajnie jechać TIRem, gdy co chwila potrzeba nam natychmiast toalety ;) - Marcina jeszcze paskudna bakteria nie złapała - na razie cierpimy (oj, jak) ja i Aga. A wielkie to cierpienie...

W tym miasteczku...


...w tej knajpie, tym żarciem chyba zatruliśmy się ;)


A krajobrazy cudowne, wspinamy się coraz wyżej, sięgające nieba serpantyny... Coraz wyżej i coraz zimniej, termometr pokazuje zaledwie kilka stopni, widać na szczytach, tak bliskich nam śnieg... Brr...  Kierowca jedzie ze Stambułu, też do Gruzji, ale dopiero jutro. My chcemy już dziś.. Więc, choć mu nie po drodze, nadrabia wiele kilometrów, aby podwieźć nas pod samą granice... Wysiadamy - mówimy kierowcy i Turcji, do widzenia...





 Kierowca mówi, gdzie będzie tani nocleg, a kierowcy wiedzą przecież najlpiej... Budynek graniczny pięknym, bardzo nowoczesny, dostajemy pieczątkę - od kilku lat nie potrzeba nam wiz do Gruzji.... Po kilku miesiącach opuszczamy Turcję. Jesteśmy w Gruzji... Jest ciemno, rozpadało się... Kolejna przygoda przezd nami...

Nasz kierowca zawiózł nas TIRem na samą granicę...


TURCJA - PODSUMOWANIE
Nie będą pisać o Turcji, o tym, jak wiele tu do zobaczenia (od cywilizacji najstarszych, poprzez Antyk, Bizancjum, Imperium Osmańskie...), jak cudowne tu krajobrazy (wspaniałe morze, genialne góry...), jak gościnni mieszkańcy - na zwiedzenie Turcji trzeba by lat... Ale o tego są przewodniki ;) Więc praktycznie:
CENY - Turcja jest droga, bardzo droda, ceny - średnioeuropejskie (obecnie Turcja ma najdroższe paliwo świata, ceny alkoholu - też masakryczne, jedzenie wcale nie tanie) - ALE MOŻNA TANIEJ ;) - TRANSPORT - koszmarnie drogi, choć wspaniały i wygodny (autobusy z wi-fi itp) - taniej niż jeździć autobusem można (przy odrobinie wysiłku) latać wewnętrznymiliniami lotniczymi - ale na szczęście Turcja to raj dla autostopowiczów - i ten sposób podróżowania jest najlpeszy! NOCLEGI - znowu - drogo, ceny (nawet kempingów) zachodnioweropejskie - ale nie ma problemów z rozbojaniem się na dziko (choć nie jest to legalne) - jest bezpiecznie, a miejscowi, nawet jak nas "odkryją" - co najwyżej zaproszą do domu. Do domu często zapraszają też kierowcy. My w tej podróży tylko raz - w Diyarbakir - zapłaciliśmy za nocleg. JEDZENIE - znowu - drogo... Są supermarkety - droższe niż w Polsce, w miarę tanio można zjeść w tzw. lokancie - miejscowych "barach mlecznych"... ALkohol - piwo w sklepie ok. 10 złotych, o knajpach nie wspominamy, papierosy - ceny polskie... WSTEPY - na zachodzie Turcji - znowy ceny zachodnioeropejskie - nie ma żadnych zniżek, na wschodzie - tanio, można też za darmo ;) obiekty rzadko są pilnowane... Ale - podsumowując - jeżdżąc stopem i śpiąc na dziko - musimy przygotować się na wydatki ok. 5 euro dziennie - z piwem i drobnymi życiowymi przyjemnościami - 10 euro, z noclegami i jeżdżeniem autobusami - lepiej nie pisać ;) Ale warto - Turcja jest wspaniała... Co nie znaczy, że wyjeżdżając byliśmy zmęczeni.... Naprawdę... Wreszcie swojska Gruzja, czujemy się jak w domu... Ale o Gruzji w nastepnych postach ;)

1 komentarz:

uczi pisze...

Niesamowite że gdzieś jeszcze przetrwał taki podmuch starożytności. A jaką wódkę piją w Armenii? Też anyż?