wtorek, 30 listopada 2010

islandia 2

Miło nam, ze nas czytacie :) Sami juz troch pogubilismy sie gdzie i kiedy ;) Ale (dla Dorotki) - to było mniej wiecej tak: Irlandia - Szkocja - Irlandia-Szkocja (hehe tak pare razy) - potem Kornwalia i stamtąd Tajlandia, Malezja do Nowej Zelandii - potem w drodze do domu Malezja, Indie, Nepal, Indnie - potem Polska i Islandia. Po Islandii Maroko, potem Bliski Wschód a potem podróż od której zaczelismy bloga - czyli lądem do Australii... Jakos tak. ;)
A fotki dodamy i to myslę że niedługo...
A ksiażka.. Moze pewnego pieknego dnia... ;)
A nastepna podróż - nie wiemy jeszcze na pewno gdzie - ale jedno jest pewne - będzie!!!

ISLANDIA cz.2

Nie układa nam się dobrze z „naszymi” Polakami. Jest ich troje, pracę „załatwił” im krewny – tak w Islandii zwykle znajduje się prace, na farmach pracuja całe rodziny. Gunner chcąc skończyć z klikami nie zatrudnił kolejnego kuzyna, ale znalazł pracowników pracowników Internecie. Mamy już więc pierwszy minus… Zresztą pierwsze konfliktu pojawiają się już w pierwszych dniach. Pracujemy szybko, po nowozelandzkich akordach, nie sprawia nam problemu utrzymywanie przyzwoitego tempa pracy. – Po co tak szybko? – denrwuje się Klaudia. – Przeciez ci za godzine płaci! Prace trzeba zawsze skończyć, na drugi dzień przerośnięte pędy połamią się. Więc, kiedy nie jest skończone, pracuje się po godzinach za wyższą satwkę. Więc Polacy jak mogą zwalniają pracę. – Przez was będziemy mniej zarabiać! Nasze argumenty – że wcale nie uśmiecha się nam siedzieć tyle godzin w szklarni, że to zwalnianie pracy aby „wyłudzić: nagodziny, to zwyczajne okradanie pracodawcy, śmieszą ich.

Drugi konflikt – o godziny. Pierwsze niedziela, kończymy pracę o 11-ej. Gunnara nie ma, nigdy nie spradza o której praca została skończona, chyba nie przychodzi mu jeszcze do głowy, że pracownik może okłamać, wpisac więcej godzin, niż przepracował. – Macie wpisać, że pracowaliście do 13-ej – zarządza Przemek. Mówimy nie. Piszemy zgodnie z prawdą, nie będziemy oszukiwać. Awantura, ciche dni. – Przez was… - słyszymy, jakie nieszczęścia spadną na głowę naszych rodaków, co będzie jak nie starczy im na wesele, mieszkanie, samochód. – Przecież po co tu jest człowiek? Po pieniędze… Jak dają, trzeba brać… - mówią
Polakow denerwuje nasza znajomość agnielskiego, to, ze dogadujemy się z farmerem bez ich pośrednictwa, pewnie mamy z nim jakieś tajemnice... Cały czas podkreślają – my tu rzadzimy, my jestem dłużej.

Mamy wspólny samochód, do dyspozycji pracowników. Jeżdzimy do miasta, w wolnych dniach zwiedzamy okolice. Tankujemy, zawsze z zapasem. Ale benzyny ciagle brakuje, ciagle słyszmy zarzut, ze zatankowaliśmy za mało. – Ile pali ten samochód? – pytamy, kiedy paliwa brakuje, gdy jedzimy do szkoły i przychodzi nam pchać samochód. Ja tam nie wiem, z 16 litrów – zastanwai się głośni Piotrek. - Ile? Przecież tyle nawet ciężarówka nie pali. – Ale on ma napęd na cztery koła i stary taki… - przekonuja nas Tankujemy za okrągłą, jeźdzmy po okolicy, liczymy dokładnie. Wychodz mniej niż dziewięć listrwó na sto kilometrów. Nie damy się więcej oszukać.

Na wiosnę Gunnar przychodzi z propozycją – będzie przebudowywał szklarnie, będzie bardzo dużo pracy. Jeśli się zgodzimy możemy to my ją wykonywać, poza „normalnymi”, szklarniowymi pieniędzmi. Zarobimy więcej, ale jest jedno ale – za każda dodatkową godzinę dziad będzie płacił więcej niż za normalne godzine, ale nie tyle co za urzędowe nagodziny. Polacy chętnie się zgadzają, liczą ile zarobią. Pracy jest naprawdę sporo, ale idzie o wiele wolniej niż przewidział Gunnar. Ale jak ma iść szybciej, skoro nasi rodacy robia najwolniej, jak się da, czasem siedza z założonymi rękami. - Byle godzin jak najwięcej nabić. Codziennie piszą godzine dłużej… Szef denerwuje się, w jednym miesiącu wyszło po kilkaset nagodzin.. Płaci co do grosza, ale zaczyna coś podejrzewać, zaczyna kontrolować… Praca zaczyna iść szybko. Gunnar pyta, dlaczego nie pracujemy z Polkami – jak mu wyjaśnić, że uważają, że to tylko ich praca, że nie życzą sobie, abyśmy zabierali im godziny… że tak naprawdę nam nie zależy, niech sobie pracują, nam wystarcza, co mamy… Kiedyś, za kilka miesięcy szczerze porozmawiamy z Gunnarem, opowie nam, jak bardzo szokowała go nieuczciwość naszych rodaków, jak bardzo zawiedli go… czy wszyscy Polscy są tacy? Czy nie można im za grosz zaufać?

Polacy wciąż narzekają na zarobki. Piotrek, przyjeżdżając tu spodziewał się, że w ciągu roku spąłci ponad 150-tysieczny kredyt. – Ale tyle nie zarabia się nigdzie – śmiejemy się. Ma pretensje do całego świata, czuje się oszukany i wykorzystywany. A jeszcze chciałby kupić porządny samochód. – Wykorzystują człowieka za grosze – klnie.

Polacy przed wyjazdem wpadają na „genialny” pomysł. – Idzicie do dziada, i powiedzcie mu, że jeśli do końca miesiąca nie zaplaci nam po 200 tys koron, idzimy do związków zawodowych – mówią. – Powiemy o nielegalnych nagodzinach. Nie mamy zamiaru nawet pośredniczyć w szantażu. Polacy piekla się. – Tacu rodacy, znaja język a nie pomogą! Dowiaduja się, że w związach sa polscy tłumacze. Jadą, kłamiąc, że musza spotkać znajomych, w związkach proszą, aby do szefa zadzownic, gdy już ich nie będzie. Liczą ile odszkodowania dostaną.

Przez cały czas klepią dziada po ramieniu, nie mówiąc inaczej niż „Guni”. Gunnar kupuje im bilet do domu, pomaga znaleźć najlepsze połączenie, radzi jak najkorzystniej wymienić pieniądze.
W ostatni dzień uściski, pożegnania. Gunnar patrzy na wypchane torby. – Może wyśle wam, żebyście nie mieli nadbagażu – proponuje. Nie wie, że w środku sa rzeczy ukradzine z jego domu. Po wyjeździe patrzy, czego brakuje – a… playstation nie zabrali.. Śmiejemy się, Gunnar, za stary model. Z pokojów Polaków, wyciągamyu komputer, wieżę, których nawet nie używali.

Podłączamy Internet, wprowadzają się Szwedzi. Cała wieś śmieje się maszynki do pieczenie chleba. Maszynka należała do Polaków, nie mogliśmy nawet marzyć o zamieszaniu ciasta, więc urabiamy ręcznie. Przed wyjazdem, proponują nam kupno. Nie chcemy. Zostawii. – Gunnar ogląda – musze chyba nową wam kupić. – A ta była twoja? – A czyja? Szef pomidrowów śmieje się. – A nie macie cos do sprzedania, telewizor, pralkę?

Gunnar nie wie, że za kilka dni dostnie telefon w związków zawodowych w związku z donosem jego pracowników. Oni zaż zapomnieli, że Islandia to maleńki kraj, gdzie wszyscy się znają. Nic nie wyjdzie z ich donosu. Poza jednym – Gunnar już nigdy nie zatrudni żadnego Polaka. Kiedy wyjeżdżamy mówi nam największy komplement. – Wy to nie jesteście Polakami…

Są Szwedzi, przyjeżdża Węgierka. Robi się wesoło. Emil zarabia na podróż dookoła świata. Victoria, chciała posmakowac, jak wygląd praca za granica. Przyjeżdżają Szwedki, Norweg. Praca idzie szybko, Gunnar dziwi się, jak to możliwe, że można w takim tempie wszystko zrobić. Śmiejemy się – wcale się nue spieszymy, po prostu nie zwalniamy.

Szwedzi mają specyficzną mentalność, fajni, super komple, choć związki, zerwania, zdrady miedzy nimi zaczynaja przypominać brazylijski serial. Szwed także, nigdy, przynjmniej teoretycznie nie złanie żadnego przepisu.

Jesteśmy w Rejkjaviku na festiwalu. Jedziemy na dwa samochodu, brakuje jednego miejsca. Przyjechałay do mnie dwie siostry na wakacje, nie ma problemy, problemy jedna z nich pojadę autostopem. Całonocna impreza, koncery, puby. Czas wracać, chłopaki propunuja, sciśniemy się, ktoś może w bagażniku nawet jechać, po co macie po nocy jechać okazją. Już mamy wsiadac, gdy Szwedka mówi. – To niezgodne z prawem. Nie wezmę za dużo osób. - Zapłacimy mandat. - Nie, to niezgodne z prawem.
Idziemy na okazję. Pierwszy mężczyza podwozi nas na wylotówe. Nie czekamy dłużej niż klka minut. Każdy kierowca zdziwiony, co o tej porze robimy? Tylko w miejscu, gdzie z Selfoss skręca się od głównej drogi, to małej prowadzącej do naszej wioski, spędzamy dwie godzimy. Nie jedzie zupełnie nic. Więc, gdy widzimy pierwszy skręcający w nasza stronę samochód, wyskakujemy, nie patrzymy nawet czy hamuje. Młodzi ludzie wracają z festiwalu, umęczeni, wypili piwo i czkeali aż będą mogli pojechać. Jadą tylko kilka kilometrow.Nie szkodzi, zawsze bliżej. – Przecież podwieziemy was pod dom – śmieją się. Nadarabiją kilkadzistąt kilometrów.

Supernowoczesnym, sportowym mercedesm zajeżdżamy o wschodzie słońca pod dom.

3 komentarze:

Dorotka pisze...

no to teraz rozumiem czemu nie rozumialam kolejnosci skoro blog pisany od 2/3 podrozy mniej wiecej :)) a potem od poczatku
a z tymi zdjeciami - to nie,ze obiecanki-cacanki?nio?to dobrze
moze zobacze jakis znajomy widok
a Grenlandia Was nie kusi?mnie tak,tylko w katalogu - cena ze ho,ho!
pozdrawiam !!!

uczi pisze...

Podoba mi się że piszecie o Polakach tak ja na to zasługują.Pozdrowienia.

MATK pisze...

częsci do subaru forestera