DŁUGI DZIEŃ 43
Cud zawsze zdarza się w ostatniej chwili... Żadna nowość :)
Rozbiłyśmy namiot w krzakach, nikt nas nie miał widzieć, a gdy budzimy się, widzimy, że jesteśmy naprzeciwko jednostki policji, skąd widać nas jak na dłoni, a starsznie dzikimi, przez nikogo nie odwiedzanymi zaroślami - biegnie ścieżka, którą rano chyba idzie całą Kratowo.... Gdy już opuściłyśmy tajną miejscówkę, ludzie pokazywali sobie jeszcze, gdzie stał namiot... DziFsz twierdzi, że jakaś pani w białym kitlu - ja uważam, że szukała nas obsługa szpitala psychiatrycznego, DziFisz stawia na miejscowy Sanepid...
Rano miasteczko jest zupełnie inne, żywe, kolorowe - wkoło zbocze krateru - miasto - ciekawostka. Dzięki kraterowi, nie ma wiatru, jest cieplej niż gdzie indziej. Dzięki kraterowi było nam w nocy ciepło... (no i może dzięki butelce macedońskiego wina... ;)
Kratowo pamięta czasy rzymskie, w XIII wieku było bogatym, wielkim miastem, żyjącym z kopalni, wtedy to powstały wielkie kamienne wieże obronne (co ciekawe podobne stoją na Kaukazie...), pamięta Osmanów, któzy zostawili tu piękną starówkę i chrakterystyczne kamienne mosty... ponoć, gdy Turcy wyjeżdżali, zakopali w ziemii skarby i podobno ciągle w okolicach Kratowa można je wykopać...
Chodzimy po miasteczku, świeci słońce, Macedonia jest dość tania, więc objadamy się bałkańskimi specjałami. Przyglądamy się ludziom - i szokuje nas - wszyscy mają tu niebieskie oczy! Parę miesiecy w Turcji, potem Cypr - tak przyzwyczaiłyśmy się do brązowookich, że ta "niebieskooczność" sprawia, że przesadnie gapimy się na ludzi... Oni na nas też - z plecakami, trawą we włosach, mocno poza sezonem. Ale mili, uśmiechają sie do nas... Jak na razie fajna ta Macedonia...
Łapiemy stopa, dość szybko zatrzymuje nam się młody chłopak (oczywiście niebieskooki), wyrzuca nas przy rezerwacie "kamienne kukły", macedońskiej Kapadocji, który wczoraj polecał nam kierowca. Idziemy wąską ścieżką, przez wioski, pola - jak pięknie musi tu być latem, wiosną, gdy jest zielono, gdy kwitna kwiaty... Wioski małe, biedne, kolorowe. Straszy rozpoczęta jeszcze za czasów Jugosłwii, a nigdy nie dokończona, budowa drogi - zostały szkielety wielkich mostów, niedokończone tunele w górach. Czy kogoś będzie stać to dokończyć? Miejscowi śmieją się, gdy pytamy...
Rezerwat mały, ale ładny, nie szkoda nam przedpołudnia. Wracamy, łapiemy stopa - nawet nie zdażymy zamachać - mamy samochód - miejscowy, podróżnik, więc rozmawiamy o świecie, podróżach. - Najpiękniejsze miejsce w Macedoni? Oczywiście jezioro Ochrydzkie! - więc już wiemy, co koniecznie musimy zobaczyć. Kierowca wysadza nas na obrzeżach Skopje, do centrum jedziemy piętrowym "angielskim" autobusem.
WIelki bazar w części muzułmańskiej. Albańczycy sprzedają koszulki, flagi, stare łąźnie, meczety, teraz odnowione, przepiękna osmańska starówka. ALbańczyków jest w Macedonii jedna trzecia, tak naprawdę to kraj dwóch narodów. I dwóch religi - Macedończycy to chrześcijanie, ALbańczycy - tu, w Macedonii - muzułmanie (bo w samej ALbanii co 3 Albańczyk jest katolikiem) - i oczywiście nie zawsze Macedończycy z Albańczykami się kochają. - Ale w porówaniu z innymi krajami te nasze wewnętrzne niechęci to nic - mówi nasz kierowca. - Nigdy się tu nie zabijaliśmy.... No tak, w porównaniu z innymi...
Problem Albańczyków, Macedończyków w Grecji, Greków w Macedonii, uciekinierwów z Kosowa (Albańczyków zresztą) - w zaledwie 2-milionym kraju... dla nas już tego za wiele. Jesteśmy w byłej Jugosławii. Tu to nic. Macedonii aż tak bardzo nie dotknęła wojna - jako jedna z pierwszych republika ogłosiła niepodległść... Gdy niedaleko stąd lała się krew, Macedonia prowadziła, na szcześcię, głównie dyplomatyczną "wojnę" w Grecją. I Macedończycy sa z tego dumni, zadowoleni. - U nas nie ma problemów - mówią.
Pieknie odnowiona, pełna wąskich uliczek, bardzo osmańska starówka pełna turystów, drogich (jak na Macedonię) knajp, sklepów z pamiatkami, hosteli )które sa pewnie droższe niż zwykłę hotele dla miejscowych - przy okazji przypominamy sobie, że na ta noc nie mamy hosta... dobra, pomyślimy o tym później...). A potem - oczom nie wierzymy - wchodzimiyw nową część miasta...
Ktoś powiedział, że Skopje wygląda jak miejsce, gdzie pomniki rozdają za darmo... I chyba takim jest... Pomnik na pomniku - wielkie, monumentalne (takie niemal socrealistyczne) - kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt, myślę, że dałoby się naliczyć kilkaset. Na placach, wzdłuż nowowybudowanych mostów.
Skopje od niedawana jest stolicą, dawniej było zwykłym miasteczkiem, nawet nie za dużym. Macedonia, od niedawna państwem - z niedokończonym sporem z Grecja o nazwę - bo Grecy uważają, że Macedonia to historyczna część Grecji, a Macedończycy to Grecy, z którymi mieszkańcy byłej juigosławiańskiej republiki nie mają nic wspólnego - na forum ONZ, Republika Macedonii oficjalnie została przyjęta jako Była Jugosłowiańska Republika Macedonii (FYRM) - choć wiele krajów, nazwy tej nie uznaje, uznając niepodległość, więc dla nich jest to kraj bezimienny... Macedończycy tak naprawę sa młodym narodem - więc z czego bęszie słyneło Skopje? Z osmańskiej starówki? Ładna, ale nic specjalnego, poza tym Turcy byli tu przecież okupantami... A nic innego ciekawego tu nie ma... WIęc będą pomniki.
Najwięcej jest Aleksandrów Wielkich - olbrzymie sceny z życia wodza - popiersia, cała postac, Aleksander w walce, z wrogeime, ze lwami. To, coś co mocny tu łączy, z kim identyfikuje się każdy Macedończyk, coś, co każe wierzyć i wiedzieć, że Macedonia jest ważnym krajem, że jest dla niej miejsce na mapie. Przecież każdy wie, że Aleksander Wielki to inaczej Aleksander Macedoński, czyli z Macedonii. - Byłem w Rosji, pytam mnie jeden skąd jestem, ja że z Macedonii. A on, że nie zna. Pytam - a o Aleksandrze Macedońskim słyszałeś? Słyszał. To i o Macedonii słyszał... -opowiada nam jeden z Macedończyków.
Mówienie, że Aleksander nie był Macedończykiem, jest tu bluźnierstwem, obrazą, głupotą. A kim niby był?
Na drugim miejscu postaci pomnikowych jest Cyryl i Metody, patroni Słowian - bo Macedońcycy to Słowianie, mówią językiem słowiańskim (nie sprawia nam problemy ich zrozumienie)i są ze słowiańskości dumni (czy z tego wynika, że Aleksander Wielki był Słowianinem? - ciężko powiedzieć, skoro Słowienie przybyli na te ziemii w okolicach VII wieku...).
Nowe dzielnice, dumne budynki rządowe, wielka budowa - ciągle ten sam, w naszych oczach "socrealistyczno-neoklasycytyczny" (historykom sztuki pewnie włos na głowie staje ;) styl - marmur,kamień, kolumny, biel, złoto. Ciekawe, jak będzie tu za kilka lat, gdy budowy zopstana dokończone....
Jest już ciemno, czas pomyśleć o noclegu - na namiot chyba (na pewno) za zimno - postanawiamy liczyć na cud - może napisał ktoś z CS (do wczoraj nikt nam nie odpowiedział ;( - ale znalezienie kafejki internetowej w Skopje graniczy z cudem... Chodzimy po wielkim centrum handlowym, pytamy w sklepach, czy możemy skorzystać z internetu (parę sekund, czekamy na bardzo ważną wiadomość!). Nic z tego - gdzie ci uprzejmi, gościnni Macedończycy? W końcu w sklepie z komputeram widzimy włączony komputer, chodzi internet... Już się logujemy - podchodzi sprzedawca - chwileczkę, możemy coś sprawdzić?
Mozemy.
I stał sie cud. - Nie mam nic w profilu o sobie, nie mam zdjęcia, nie mam opinii, ale nie bójcie się, widziałem dziś, ze szukacie nocegu w Skpoje - jeśli ciągle szukacie - zadzowńcie - i nr telefonu. Mamy inne wyjście? Wysyłamy sms, za chwilę jestesmy w samochodzie Onura.
- Zapisałem się dawno temu do CS - opowiada młody, sympatyczny Turek. - Jeszcze, gdy mieszkałej w Stambule. Bo na spotkania przychpdziły fakjne dziewczyny - śmieje się. - A potem o tym zapomniałem. Dziś przyszło mi na maila zawiadomienie z SC - czy dalej chcę mieć konto, bo nie logowałem się od lat. WIęc się zalogowałem i zpbaczyłem że dwie dziewczyny z Polski szukają noclegu. I napsiałem, a zaraz potem przyszedł wasz sms..
Jak tu nie wierzyć w cuda? Ale trzeba pamiętać - pomoc zawsze przychodzi w ostatniej chwili... ;)
Onur mieszka w pięknym, dużym mieszkaniu, daje nam całą sypialnię. Mieszka w drogiej, nowej dzielnicy, z okna ma widok na miasto. Chyba nie będzie jego ostanimi hostami - Fajny ten SC - śmieje się. - Nie mam nic do jedzenia, nie gotuję, pojedziemy na zakupy. Powienienem dać wam pieniądze na jedzenie, skoro was nie nakarmiłem.. Wyciga banknty. Śmiejemy się. Tłumaczymy o co, chodzi w coach surfingu. - Nic nie musisz. Dziękujemy, że nas przyjmujesz, że nam pomagasz...
Jeżdzimy noca po Skopje. Onur chce nam pokazać obie wylotówki, abysmy zadecydowały, na która nas jutro wyewieźć. - Lubię ti miasto - mówi. - Lubię tan kraj. Wszędzie blisko...
Onur jest właściwie bohatym człowiekiem, ma nieco pona 20 lat, ma super mieszkanie, drogi samochód, na półce najdroższe alkohole. - Chciałbym podróżować, opowaidajcie mi o świecie - prosi. Sam nie może. - Tak, sporo zarabiam, ale muszę ciągle pracwoać, ciągle trzyamć rękę na pulskie. Mam na utrzymaniu mamę i siostrę w Turcji. A to drogi kraj. Siostra studiuje, chcę żeby miała to, czego ja nie miałem...
Onur nie urodził się w bogateh rodzinie. W centrum Stamubłu, w cianej kamienicy. Nie chciał byc gorszy od bogatszych rówieśników, szukał pracy. - Nic z tego... Nie znałem języków, byłem za młody, bez wykształecnia, bez doświadczenia... Kiedyś jechał windą i połykał łzy, kolejna nieudana rozmowa o pracę. Sąsiad spytał co sie dzieje. Może mama chora, może coś się stało małej siostrzycce. I Onur się popłakał. - Jeśli jesteś uciciwy i pracowty możesz pracować u mnie. Onu miał 16 lat.
Był przynieś, podaj, pozamiatej w biurze. Ale uczył sie szybko, potem zaczął dostawiać coraz bardziej odpowiedzialne zadania. Gdy miał 20 lat pożegnał się z szefem. Był juz wtedy jego prawą ręką. - Nie, nie był złym był ze mnie dumny - mówi. Założył własna firmę, zajmującą się dokłądnie tym amym co jego pracodawca. Wyjechał z Turcji. - Macedonie jest o nieboe tańcza, a poza tym chciałem uciec przed wojskiem, a można tylko mieszkahąc w innym kraju - tłumaczay. Jest patriotą, kocha swój kraj. - Ale nie moge iść do wojska. Z czego żyłyby moja mama i siostra? Za to, że nie idzie do wojska zapłacić ponad 10 tys euro - tyle płąca Turcy, którzy nie idą do wojska, ze względu na to, że mieszkają w innym kraju. - Straciłbym o wiele więcej - śmieje się.
Onur codziennie zarzuca wędką. Czasem złowi płotkę, czasem dużą rybę. Najczęściej nic. ALe trzeba trzymać rękę na pulskie. Czym się zajmuje? Mieszkając w kraju, który nie ma sostępu do morza - Onur zajmuje się handlem morskim. - Jestem jedyną osobą w tym klraju,któa to robi - śmieje się. "Kojarzy" wielkie nstatki z ładunkami. Wbre temu co nam się wydaje, łatwiej znależć ładunek niż statek :)
Tyle o Onurze. Naszym cudzie - hoście. - Ja tam chyba nie potrafię, rodzina odziną, ale za bardzo cenię sobie wygoiddę... Choć może kiedyś wyruszę w podróż... Ale w CS na pewno będę działał... Muszę uzupełnić profil :)
DZIEŃ 44 - cuda Ochrydu
Onur wywiózł nas na wylot. Jedziemy w stronę Ochrydy - stopa łapiemy parę sekund, Zatrzymuje nam się albański (ale z Macedonii) małżeństwo. Przemili, rozmwamy całą drogą o Albańczykach, ALbanii - oczywiście Albańczycy uważają, że to ziemie historycznie albańskie, ale "lubią" Macedonię - Z Macedońskim paszportem możemy podróżowac po Europie, tu żyję się lepiej niż Albanii... I jakoś się dogadujemy z Macedońzykami, choć może nie kochamy... Zanim jeszcze powstało Kosowo, tu przecież schornienie znalazło wielu ALbanczyków z Serbii... Pokazują nam albański wioski. Nie zwróciłybyśmy uwagi - wioska, meczet, flafa - czerwona z czarnym orłem, wioska - kopuła kościoła, żółte macedońskie słonce - wioska macedońska. - Nie mieszkacie razem? - Nie, jak nie musimy - śmieje się żona kierowcy.
A wkoło niewysokie, ale piękne góry, rzeki, jeziora. Góry jesiennie, kolorowe, złote. Nasi kirowcy zatrzymują się w małym miasteczki, tu mieszkają (dzieci są w Anglii), i ledow wysiadamy kolejny stop - tym razem Macedończyk na wiedeńskiej rejestracji, wraca w Wiednia, zmęczony, przysypia, więc z chęcią coś pogada. Półciężarówk ma jedno miejsce, więc Dzifisz z tyłu na pace, z plecakami, a kierowcy nie zamyka się buzia.
A potem Ochryd - miasto i jezjoro, całe na liście Unesco. Jezioto - euopejski Bajkał. Najstarsze i najgłebsze w Europie i jak Bajkał, w rowie tektonicznym. Przeczysta woda. Wkoło góry, osnieżone szczyty. I wioski, klasztory (jest ich 366 - jeden na każdy dzień roku), stare miasteczka. Sam Ochryd - na stromym brzegu - i wszyskoe jest w Ochrydzie - rzymskie teratr w centrym miasta i kościoły z początków chrzęścijanstwa, jeszcze z mozaikami, i klasztory bizantyjskie, wąskie uliczki osmańskiej starówki, mury miejskie budowane przez setki lat i twierdza... A to wszystko w niewielkim przecież miasteczku... Tyle tego, że nie wiadomo od czego zacząć... Decydujemy, że zostaniemy 2 dni - a jako że nie mamy hosta, a na namiot nie ma szans (zimno i możwe lać) - po raz pierwszy i ostatni w tej podróży śpimy w hostelu - a waściwie w czymś w rodzaju kwatery prywatnej. Jako, że jest po sezonie, możemy wybrzydzać i targowac się - więc 5 euro za osobę - dużo jak na Macedonię, mało jak na Ochryd :) Ovzywiści dużo jak na nasze sępskie natury - ale biorąc pod uwagę, ile wydajemy (tyle co nic ;) - i tak nie jest źle :)
DZIEŃ 45
Dzis się lenimy - chodzimy po mieście, zwiedzamy kalsztory, potem udajemy się na wielokilomtrwoy spacer, wzdłuż brzegów jeziora (jest ono granicą między Macedonią a Albanią, a Albania nie wiadomo dlavczego już nam się podoba, więc patrzymy tęsknie na drugiu brzeg), zwiedziamy klasztory, wioski. Cieszymy się miejscem. Szkoda, że za zimno na kąpiel... Ale tu niemożliwie pięknie... Ajutro Albania...
(gdy wracamy z sąsiedniej wioski do Ochrydu zatrzymuje nam się zbok - zbok może być wtedym gdy ktoś zatrzymuje się nam, gdy nie łapiemy stopa i jedna z zasad brzmi - nie wsiadać do takich - choć wcale to zbok być nie musi - tym razem wsiadamy - i jednak jest zbok. Na nasze NIE proponuje 10 euro... W Turcji było 100 TLN. Nasza cena spadła... ;)
2 komentarze:
10 euro? co to warzywniak?
Bardzo ciekawie napisane. Super wpis. Pozdrawiam serdecznie.
Prześlij komentarz