środa, 23 grudnia 2009

Darwin - Katowice

Jechalismy kilka miesiecy - a teraz 20 godzin lotu... Niemozliwe... To bylo tak blisko?

Powrot synow marnotrwanych ;)

Singapur - noc na lotnisku i nasza ukochana Malezja - oczywiscie zrobiliśmy sobie kilka dni przerwy. Jak tu nie zatrzymac sie w naszym ulubionym kraju? Wracamy... ale podróż się nie kończy - ciagle chcemy objechać świat... Zreszta podroz nigdy sie nie konczy... I Uczci nas rozgryzl - teraz w drugą stronę... Ale nie zapeszamy...

Co sie na tym swiecie porobilo - ledwo wstapilismy do Unii i lekko przestano sie nas czepiac na granicach, znowu cos sie poprzestawialo... Pani z oblusgi australijskich linii lotniczych twardo zada od nas biletu wylotowego z .... Singapuru! Mozemy sobie w Singapurze byc bez wizy, pani nie pracuje dla singapurskiego urzedu imigracyjnego - ale bilet musi byc! Jesli nie - nie wpusci nas na poklad samolotu. Tlumaczy sie jakimis nowymi przepisami - Nie chca nas wypuscic z Australii!!! Wpuscili nas bez problemu, a teraz nie chca wypuscic.... Na szczescie bilet mamy, co prawde nie z Singapuru, ale z KL i pania daje sie przekonac, ze to niedaleko... Ale - jesli jechalibysmy dalej ladem - to co? Nie mozemy? Nie ma nic bardziej skomplikowanego niz latanie samolotami... Oczywiscie juz na miejscu Singapurczyc milo nas witaja i nie pytaja o zadne bilety...
W Singapurze jestesmy wieczorem - ani nam w głowie udawać sie do miasta - śpimy na lotnisku. Przenosimy sie z ekonomicznego terminalu do super-wypasnego i śpimy sobie calkiem fajnie. Lotniska sa wysmienitym miejscem na nocleg... A rano udajemy sie do Malezji - do slodkiej Melaki. Spedzimy to kilka dni - totalne lenistwo... Jedyna wada Melaki to pluskwy w kazdym hostelu, ale mamy na to sposob - rozbijamy namiot na srodku pokoju :)
Co robimy? Codziennie 2-3 filmy, wspaniale kino za grosze, same nowosci, zarcie w naszej ulubionej hinduskiej knajpie - jak zwykle wspaniale - takiego super jedzenie nie jedlismy nawet w Indiach... I zakupy - w Polsce zimno a my w koszulkach, no ale nie ma lepszego miejsca na zakupy niz Malezja - wielkie sklepy fabrycznie, tanizna... no, jestesmy ubrani na zime :)
Potem Kuala Lumpur - wlasnie przyszla pora deszczowa - wielkiie ogloszenie - Witamy pore deszczowa! Wieczorami ulewy, ciut chlodniej. W hostelach podroznicy - jeszcze nam nie dosc jezdzenia i z zazdroscia sluchamy, kto, gdzie i kiedy... Jeszcze troche nam w Azji zostalo - Birma, Filipiny... Ale cieszymy sie z powrotu, marzymy sobie, co zjemy z Polsce, gdzie pojdziemy (jak myslicie, o czym marzy Marcin? heheh - Plama...)... A Malezja jak zawsze wspaniala - to genialny kraj - ma wszystkie zalety Azji i Europy, nie majac ich wad. Cudowni ludzi, zyjace obok siebie religie, kultury... Malezyjczycy sa chyba najbardziej tolerancyjnym narodem swiata...
Spie w zenskim dormitorium - jestem jedyna Europejska, ze mna Hinduska, pracujaca w KL, Mongolka (przestawia sie jako komunistka, jej ojciec studiowal w Polsce, wie nawt kto to Gierek) i chinska katoliczka z Filipin. Cztery rozne swiaty - nie mozemy sie nagadac do rano.... Bo tak naprawde, nie wazne jak wiele nas teoretycznie dzieli - mamy swoje babskie, identyczne sprawy ;) Hinduska tlumaczy jak wyglada w jej kraju sprawa "ustawianych" malzenstw - jest z malej wioski wiec jak najbardziej jej to dotyczy i ... od razu podkresla ze dla niej jest to swietne rozwiazanie - Nikt nie kocha mnie bardziej niz moi rodzice, maja wiecej zyciowego doswiadczenia, wiec w wyborze meza bardziej ufam im niz sobie - tlumaczy. Dziweczyna miala juz kilka kandydatow - Zawsze mozna odmowic, odmowilam - mowi. - Wiec wyslali mnie na studia do Malezji - smieje sie. - Pracuje to i studiuje, za wybrenda wiec bede sie uczyc hehe, oczywiscie bardzo sobie to chwale :)
A rano na samolot - znowu chwalimy Malezje, swietny system komikacji, swietne polaczenia i do tego tanie, to nie ma takiej filizofii jak chocby a Australii - autobus na lotniko MUSI byc drogi. Tu musi byc tani... I znowu - pan z linii wypytuje nas po co do Londynu (na wakacje?), co bedzimey robic, jak dlugo itd. Czy mamy bilet wylotowy z Londynu? Czy oni wszyscu oszaleli????
16 godzin lotu, pod nami Indie, Himalaje.... Przelatujemy nad Polska (nie da sie wyskoczyc ;( i Londyn - wiedzielismy ze bedzie zimno, rozpieszczeni upalami trzesiemy sie z zimna - a co bedzie w Polsce?
Spimy oczywiscie na lotnisku, tu chetnych do spania jest wiecej niz w Singapurze, wiec trwa "walka" o miejscowke, rozkladamy karimaty przy kaloryferze i czekamy na samolot. A przy oakzji poznajemy starsza Dunke, ktora od razy mowi ze wygladamy na "world travellers" i opowiada o swoich podrozach. W mlodosci zbyt wiele nie jezdzila - ale na 40e urodziny zafundowala sobie roczna podroz dookola swiata (sama, najtanszymi srodkami, z nielegalnym przedzieraniem sie do Tybetu) i od tej pory - a pani ma 70 lat - podrozuje. Kiedys chciala pojechac na tramping - platny, po Ameryce Poludniowej. W biurze uslyszala, ze jest za stara. - Ja im pokaze! - pomyslala i pojechala sama. Autostop, namiot, gory. - I co, za stara jestem? - smieje sie.
No i Polska.... Katowice... Ale o tym w nastepnym poscie... ;)

4 komentarze:

uczi pisze...

A u nas deszcz wymywa resztki śniegu.. Tak na święta..

Dorotka pisze...

czy tu czy tam -
WESOŁYCH ŚWIAT I SZCZĘŚLIWEGO
NOWEGO ROKU !!!!!

uczi pisze...

To proponuje nowy tytuł bloga: 'stopemwswiatadwiestrony' hi,hi..
Wesołych Świąt.

uczi pisze...

Albo tytuł dla Matki Polki: 'Ze Stopą w świata dwie strony' :))