środa, 4 listopada 2009

Litchfield National Park

Wracamy do Darwin, ale jeszcze nie dzis... :)

A australijskim raju

Jednego dnia masz wszystkiego dosc, w srodku niczego lapiesz stopa (ktory i tak sie nie zatrzyma) roztapiajac sie w skwarze, nie masz pomyslu - co dalej, a nastepnego kapiesz sie w wodospadach i jestes najszczesliwszym czlowiek swiata. O to chodzi w podrozowaniu - niczego nie mozna przewidziec - i gdy jest zle, oznacza to jedno - niedlugo bedzie naprawde super :)

Siedzimy w wanie Karen, jedziemy :) po tylu dniach stania na poboczu... A najsmieszniejsze, ze tego 'stopa' nawet nie lapalismy - Karen sama zaproponowala, ze nas podrzuci... W polowie Franuzka, w polowie Afrykanka (dziadek z Madagaskaru) jest juz w Australii poltora roku - od kilku miesiecy jezdzi sama, no chyba, ze czasem, jak teraz, z przyjaciolmi. Robila juz w Australii wiele rzeczy - farmy, knajpy, nawet polawianie perel. Z zawodu masazystka, wczesniej 4 lata pracowala na Reunion. A wczensiej Irlandia... - Ciagle w drodze - smieje sie. Karen nie dziwi sie, ze ciezko nam bylo ze stopem - Tacy juz sa... Nie lubia tu ludzi z plecakiem. Ale bywaja tez wspaniali, jeden Australijczyk naprawil mi silnik, dwa dni roboty - nie chcial ani grosza...
Karen przyznaje, ze na poczatku tez niezbyt kochala Australijczykow (- choc od razu zakochalam sie w Australii, ten kontynent jest niezwykly, magiczny, tu czuc niezykle energie - Aborygeni maja racje, ta ziemia jest swieta). - Teraz polubilam ich, czasem sa bardzo pomocni, wspaniali, tylko trzeba dac im szanse... Choc zarzekalam sobie, ze nigdy nie bede miec chlopaka Australijczyka... I co? W Darwin go poznacie... - smieje sie.
Jedziemy sobie, podziwiamy widoki, zatrzymujemy sie przy malym kanionie - rzeka utworzyla tu naturalne baseny, w ktorych mozna sie kapac - ponoc nie ma krokodyli :) Karen mowi - Spieszy sie wam do Darwin? (w zyciu - hehe) - No to posiedzimy chwile w parku narodowym... O Litchfield czytalismy w przewodniku i baaaardzo chcelismy tam pojechac - ale jak? No i jedziemy... Docieramy na wieczor - i poki jest jasno kapiemy sie - idziemy nad jeden z kilku wodospadow... Takie miejsca istanieja tylko w marzeniach - wkolo zielona dzungla, czerwone skaly, dwa wodospady tworza calkiem spory naturalny basen z przejrzysta woda - plywanie tu to cos zupelnie niezwyklego. - Czujecie ta energie? - Karen wierzy, ze miejsca swiete dla Aborygenow (tak jak to) sa niezwykle... Chyba ma racje... Wieczoem ognisko, rozmowy... Karen, Kathy i Julian tez zamierzaja szukac pracy - zaczyna sie zbior mango - wiec pewnie cos znajdziemy. Franuzi tez zala sie na nie-kochajacych ludzi z plecakiem (jak sie okazuje ze starymi wanami tez) Australijczykow... - Znalezienie miejsca, gdzie mozna przespac sie w samochodzie to cud -mowia. - Wszedzie zakazy, wszedzie policja, mandaty, spanie w sanochodzie jest tu scigane jak powazne przestepstwo - narzekaja. - Nie ma lekko. Kathy i Juliano co najmniejn nie lubia australijskiej policji - Kiedys bylismy zprzyjaciolmi na plazy, zaparkowalismy w miejscu na piknik i pilismy wino. Przyznaja, ze wypili sporo i wlasnie zamierzali polozyc sie spac w wanach, gdy przyjechala policja. - Tu nie wolno spac, macie sie natychmiast stad wyniesc - Ale jak, skoro jestesmy pijani/ - spytala Kathy. - Nie wazne, natychmiast odjezdzac - wiec Kathy wsiadla w samochod - sto metrwo dalej ci sami policjanci zatrztmali ja za prowadzenie samochodu pod wplywem alkoholu. Stracila prawo jazdy i ma do zaplacenia 800 dolarow. Druga para, widzac, co sie dzieje, odmowila - Nie mozecie nas zmusic do prowadzenia samochodu pod wplywem alkoholu - powiedzieli policjantom. Wiec trafili do aresztu, zapalcicli "koszty' i kare ze 'niepodporzadkowanie sie rozkazowi policji'. Tez wyszlo 800 dol. Tyle ze maja prawo jazdy...
Budzimy sie rano, znowu kapiel w wodopadzie, Francuzi chca jechac do Darwin - trzeba szukac pracy... - Karen ma inny pomysl - Po co sie spieszyc? To chyba jedno z najwspanialszych miejsc, w jakich w zyicu byalm... Zostalabym jeszcze pare dni... Zostajecie ze mna? Nawet sie nie zastanawiamy...
Zwiedzamy park - inne wodospady, jeden z poteznym naturalnym basen, inny mniejszy, woda tworzy mnostwo basenikow, naturalne jakuzzi, wedrujemy po buszu, wzdluz przeczystych rzek (uwaga - krokodyle), wspinamy sie na krawezie czerwonych kanionow, by zobaczyc ciagnacy sie po horyzon busz, ogladamy potezne kopce termitow, dziwne formacje skalne, przypominajace do zludzenia strozytne swiatynie... No - i jeszce kangury - tu w ogole nie boja sie ludzi, podchodza bliziutko, niektore z malymi w torbach, udalo nam sie nawet zobaczyc coraz rzadsze tu iguany, no i mnostwo kolorowych ptakow... Karen mowi, ze jest to najpiekniejsze miejsce w Australii. - Z tych, w ktorych bylam tu jest najspanialej - zapewnia. Wieczorami ognisko... I tak kilka dni - nie chce nam sie wracac do Darwin...Spotykamy innych 'wanowcow" - wszyscy jada do - albo z Darwin. I ich opowiesci przypominaja relacje z frontu - Mnostwo ludzi, setki, tysiace - przyjechali na sezon mango, wszedzie w miescie wany, nie ma gdzie spac, policja przeczesuje cale miasto, sypia sie mandaty. Wszyscy szukaja roboty, ludzim konczy sie kasa, ciezko jest - mowia. - Nawet w telewizji pokazali jak policjanci wyprowadzaja w kajdanakch grupe Francuzow. Za spanie "nielegalnie' w wanach... Straszne przestepstwo.... Wiekszosc wanowcow to Francuzi, wiec jak to zwykle bywa - jak jest kogos za duzo, to sie go nie lubi - Australijczyc nie lubia Francuzow i non stop na nich narzekaja - mozna znalezc nawet ogloszenia - Szukam pracy. Nie jestem Francuzem.
Srednia chce nam sie jechac do Darwin... Choc ciekawi jestesmy jak wyglada 'oblezenie' przez backpakersow :) Ale trzeba. Kathy z Juliano przyslali sms-a, ze znalezli farme - wiec moze nie jest tak zle... Ruszamy w droge....

1 komentarz:

uczi pisze...

Nie no.. Mi się to śni.. To jakieś policyjno-faszystowskie państwo jest chyba.. A tak cały świat zbajerowali że niby tacy fajni.Dobrą firmę od reklamy zatrudnili..