środa, 20 marca 2013


Robi się bardzo autostopowo...

Potwory z jeziora Sewan

Jakos tak niepostrzeżenie (oj, jak się starałam hehe) przesiedliśmy się z marszrutek do stopa - nareszcie :) I poznajemy znowu kolejną, niespodziewaną, inną Armenię... A przy okazji zwiedzamy Sewan i Geghard. I jak zwykle krajobrazom mówimy WOW!

Marszrutka ze Stepanakartu jedzie do Erewania, a jako, że my chcemy odbić na wschód troszkę, wysiadamy na skrzżowaniu. Potem podjeżdżamy do nastepnego, i.... - Nic tu nie jeździ - mówi zgodni cała wieś. Maleńka, ormiańska wioska, wkoło góry... Nie szkodzi - możemy to czekać i czekać... Jest mały sklepik, jest łąwka. I nie jesteśmy tu sami... Poznajemy parę rowerzystów, Niemców - przyjechali przez Ukrainę, Bułgarię, potem promem, w podóży od kilku miesiący. Przez miesiąc "za wikt i opierunek" pracowali w winnicy - Chyba na minus nasi gospodarze wyszli - śmieją się. - Tyle wina wypiliśmy... Opowiadają o przewspaniałej ormiańskiej rodzinie. - To taka winnica na własne potrzeby bardziej - mówią. Częstują nas koniakiem z "ich" winnicy, suszonymi owocami. Wspaniałe... - Teraz sobie pojeździmy, a potem na zimę wracamy do naszych gospodarzy - mówią. Z calego Kaukazu Armenia podoba im się najbardziej. - Tu ludzie są najgościnniejsi, najlepsi - zapewniają. 

Łapiemy "stopa". Zatrzymuje się samochód, wypełniony po brzegi - nie ma szans, nie zmieśćimy się. Ale chłopaki wyciągają bimber - to choć się z nami napijcie... Koniak od Niemców, wódka... Jak my dalej pojedziemy...

Stoimy sobie, rozmawiamy z Niemcami, z miejscowymi. Przejeżdża autobus (wyjątkowo przedpotopowy)  - ale z nieznanych przyczyn nam się nie zatrzymuje. Koniak wysmienity, domowy. Nie ma nic lepszego niż domowy koniak a Armenii - czytałam kiedyś o nim w Imperium Kapuścińskiego - o tym, jak dojrzewa w dąbowych beczkach, a one oddają mu słońca... A teraz go piję... Świat jest piekny.. 

W końcu mamy stopa - i jedziemy nad samo jezioro Sewan - jedno z dwóch świętych jezior Ormian (przypomnijmy, drugie - Van znajduje się dziś w całości na terytorium Turcji), największe jezioro Kaukazu, jedno z najwyżej położonych jezior świata (ponad 2 tys. m. npm). Jedno z najpiękniejszych.

Nad Sewan starsznie zimno. Objeżdżamy dookoła, głównie stopem, hm... co zrobimy.... Namiot odpada... Noclegi nie wyglądają (i nie są tanie). W lecie można spać na plaży... Ale nie teraz... Za to widoki nieziemskie, niech zajdzie słońce, niech oświetli góry, potem będziemy martwić się co dalej... I gdy zaszło i w chwilę zrobiło się przenikliwie zimno, zatrzymał nam się młody Ormianin, jak się okazało przedstawiciel handlowy... Wiezie nas w jego zdaniem (słusznym) w najpiękniejsze miejsce nad jeziorem. On sam, gdy tu bywa, nocuje w bungalowach, które niestety są teraz zamknięte - I tak byście zamarzli... Ma jeszcze przed sobą kawał drogi, ale usilnie szuka nam noclego - Jak nic nie znajdziemy, jedziecie ze mną do Erywania - decyduje. A potem przypomina sobie, że jeden z tutejszych hoteli to jego klient - Powiem, że jesteście moimi przyjaciółmi, dostaną promocję - śmieje się. I z wielką zniżką mamy nocleg w całkiem przyzwoitym pokoju ;) Chłopak daje nam jeszcze soki (bo nimi handluje), pyta, czy wszytski mamy, pije z nami herbatę... 
Cały dzień spacerujemy, podziwiamy. Sa tu stare klasztory, wspaniałe widoki. W jeziorze ponoć żyje potwór.... Robimy bardzo, mocno zaległę pranie, odpoczywamy. Siedzimy an pustej, zimnej, ale pięknej plaży. Mi psuje się aparat - tragedia - choć wreszacie zaczynam zwiedzać, a przestają pstrykać... Zresztą za dwa dni ulegnie cudownemu samonaprawieniu... ;)

Z Sewan jedziemy (już bezdyskusyjnie stopem - całkiem fajnym) w stronę Gruzji - tak, czas opuścić Armenię... Po drodze - klaszory z listy Unesco - jak zwykle wspaniale - a krajibrazy, góry, głębokie wąwozy - genialne...

Jedziemy z wysokiej chyba rangi wosjkowymi - którzy od razu częstują koniakiem (też domowy, też wspaniały) - i jeszcze dają na drogę. A pod granicę zjedziemy UAZ-em z młodym chłopakiem (też koniak) - i tak nam szkoda się zrobiło, ze wyjeżdżamy... CHłopak pokazuje na góry - wszędzie krzyże - żebyśmy pamiętali, że byliśmy piewszym chrześcijański  krajem, i żeby inni (wiadomo, kto..), też pamiętali czyj to kraj...

Odwozi nas pod samo przejście.... Do widzenia. Jesteśmy z powrotem w Gruzji... Jest już ciemno, małą wioska, nic nie jedzie i wszyscy mówią, że nas zjedzą wilki... ;) Tak tęskniliśmy za Gruzja i proszę, jakie powitanie...




























ARMENIA PODSUMOWANIE

Kraj oczwywiście bezwzględnia wartu odwiedzenia...
WIZA - my zapłaciliśmy po 6 euro za miesiączną... Ale ceny ponoć bywają różne. Ale bez problemów.
PORUSZANIE SIĘ - wszechobecne (no, prawie) marszrutki - właściwie, poza południem wszędzie można dojechać z Erywania, pamiętajmy, że zawsze płacimy za całą trase - więc szukajmy marszrutek "docelowych" - ceny w miare przyzwoite... Całkiem dobry autostop - czasam płatny, ale zwykle kierowca mówi od razu. Można obrazić Ormianina pytając, ile chce za podwózkę - Jak to ile??? Za darmo oczywiście... 
JEDZENIE - w miae dobre, w miarę tanie, sa bazary - wina domowe - wszędzie dostępne (nie tylko wina), ceny groszowe
SPANIE - to pojawia się problem - drogo.... Ceny niemal europejskie, HC niezbyt działa, w lecie - nie ma problemu z rozbiciem namiotu, w zimie - albo lepszy namiot, albo liczymy szczęście, albo mamy większy budżet..
WSTĘPY - ceny do zniesienia, w wielu miejscach za darmo

1 komentarz:

uczi pisze...

Piękna sprawa to wszystko.