NEMRUT
Jedziemy zobaczyć grobowiec króla Kommageny Antiocha I Theosa Dikajosa Epifanesa Filoromajosa Filhellena - kto zapamięta nazwę? Długa... I długa przed nami droga...
Autostop w Turcji jest rewelacyjny - będę powtarzać do znudzenia - czy wynika to z naturalnej uprzejmości Turków, do ich niezwykłej sympatii dla podróżujących, czy z wyznawanej przez nich religii - która każdego podróżnika czyni pielgrzymem, kimś, komu pomocy odmówić nie można, religii pustyni - gdzie nie można nie pomóc wędrowcowi... Nie wiem - a może z zamiłowania Turków do europejskich niewiast - choć przecież jest nas troje, w tym przedstawiciel płci brzydkiej....
A więc zatrzymuje się prawie każdy, kupi wodę, jedzenie, poczęstuje, czym ma. Kierowcy TIRów, gdy wysiadamy i mówimy "dziękuję" mówią - To ja dziękuję! I nasza droga w kierunku miasta Adyiaman, skąd niedaleko na Nemrut jest łatwo, przyjemna, jedziemy osobówkami, ciężarówkami - już przy samym Adyiamanie młody mężczyzna z matką obwozi nas po wioskach - ludzie zbierają bawełnę, robotnicy obozują całymi rodzinami, z zaciekawieniem na nas patrzą... Zachodzi słońce, kolory są bardziej zielone, brązowe - wiejska, cudna Turcja, z daleka od turystycznych tras... Odbiliśmy od wybrzeża, na razie mówimy "do widzenia" Morzu Śródziemnemu, jedziemy w górę, robi się chłodniej - na razie nie brakuje nam upału...
W miasteczki Kahta, bazie wypadowej na Nemrut znajdujemy pole namiotowe - troche luksusu - dowiadujemy się o kolejnej w Turcji podwyżce cen alkoholu - i rano postanawiamy autostopem udać się na Nemrut - i te kilkanaście kilometrów będzie trudniejsze niż poprzednie kilkaset.... Dostajemy się w krąg "turystycznych aktrakcji" - i z ukochanych autostopowiczów, którym każdy chce pomóc zmieniamy się w turystów - chodząc bankomaty, które każdy chce oskubać....
Samo miasteczko, może i ładne, ale niezbyt gościnne - każdy chce zarobić... Znowu cala turystyczna otoczka - wyższe ceny, nikt nic nie wie itd itp - no... cena za bycie w pobliżu atrakcji... W miasteczku oczywiście każdy zarzeka się że 1. na Nemrut nie da się wejść (na fakt, mamy ciężki placaki i wcale nie palnujemy wspinaczki - ale góra mając nieco ponad 2 tys. , na której szczyt prowadzi droga nie do zdobycie na pewno nie jest.... 2. nic tam nawet w tamtym kierunku nie jeździ... Tylko wycieczka, albo taksówka, którą już wczoraj wciskał nam właściciel pola... Stoimi na wylotówce, łapiemy stopa - pojawiają sie zaraz doradcy, którzy powodują, że ceny busów jeżdżących w stronę góry dziwnie rosną, oferują nam najróżniejsze formy transportu - oczywiście ze kosmiczne ceny... Inny świat... Każdy jest nami niezmiernie zainteresowany, przez co zatrzymanie stopa okazuje się co najmniej ciężkie... W końcu z opresji wybawia nas kierowca ciężarówki - oczywiście na samą górę nie jedzie - ale zawiezie nas do najbliższej wioski, zapewnie, że można podjechać dalej publicznym busem, a w razie czego damy rade wejść... Potem podjeżdżamy busikiem, widzimy już Nemrut - idziemy, może na zachód słońca się uda... ;) Oczywiście małe wioseczki, żyjące głównie z góry też dają nam się we znaki - właściciele hoteli, taksówek itp nie mogą znieść, że chcemy wejść na piechotę, a co gorsza mamy zamiar spać pod namiotem... Ciężko... Plecaki też ciążą...
W końcu dość mocno pod górę podwożą nas robotnicy - gdzieś w okolicy jest budowa, wiozą sprzęt - i nas na nim... Potem znowu wspinaczka, ale zawieźli nas tak wysoko, że przynajmniej jestesmy sami. I jakie widoki - wspaniałe góry, potężny Eufrat z tamą Ataturka... Dołącza się do nas młody Turek, pracuje jeszcze wyżej (znowu jakaś budowa) - idzie po prostu do pracy - oferuje poniesienie plecaków... Mija nas samochód - para Szkotów podróżuje po Turcji - zabiorą nasze plecaki i dziewczyny - Marcin da radę. Więc jestesmy na górze - ale Szkot upiera się, że wróci po Marcina... I w ten sposób zbytnio się nie męcząc zdobyliśmy Nemrut... Jedną z największych atrakcji Turcji - miejsce - marzenie...
Król o wielce długim imieniu zbudował sobie grobowiec - drugi po piramidach - na szczycie góry usypany potęzny kopiec, u jego stóp - od wschodu i zachodu - bogowie i postaci króla i jego rodziny - kilkumatrowej wysokości. Patrzą dumnie... Głowy spadły - ale i tak miejsce... wow...
Do dziś nie odkrytu komór grobowych - król 2 tys. lat temu zaplanował sobie spokojny odpoczynek - i udało mu się - nawet faraonom nie udało się - a królowi nikt nie jest w stanie przeszkodzić. Mimo prób wysadzania dynamitem kopca... Miejsce jest magiczne - najcześciej wycieczki "zaliczają" zachód słońca - my postanawiamy spać na szczycie - chcemy zobaczyć też wschód.... I pobyć tam noca, a jest pełnia...
Pod samym Nemrutem jest budka strażnika - pytamy czy możemy rozbić namiot.
I wraca Turcja gościnna - pewnie, że tak, a nie zimno nam będzie, a nie chcemy spac w budce, a napijemy się czegoś, a może jesteśmy głodni... Strażnik idzie z nami na górę, opowiada,pokazuje stare mapy - pracuje tu 20 lat - wie wszystko - szkoda, że nasz turecki i jego angielski nie pozwalają nam dowiedzieć się wiecej... Wieczorem pijemy niezliczona ilość herbat, sprawdzemy internet - pracownicy knajpki zapraszają nas na posiłek -pytamy ile kosztuje to, ile to spodziewając się najstarszliwszego zdzierstwa (w takim miejscu inaczej być nie może...) - smieją się - nic nie płacicie! Jesteście gośćmi! A rano, wschód słońca - pogoda dopisuje nam.... Jeszcze ciemno, wspinamy się pod kopiec, czekamy na pierwsze promienie, które oświetlą twarze posągów...
Zeszliśmy z Nemrutu na piechotę, długo machając strażnikowi....
Doszliśmy do wiosek - i zaraz złapaliśmy okazję - do głównej drogi - młodzi ze Stambułu - kierujemy się na Wschód - będziemy przekraczać Eufrat... To magiczna granica - zaczyna się Turcja wschodnia, ta, którą nas straszono, albo mówiono - po co tam jechać... Zaczyna się trochę dziwnie...Ale to już inna historia ;)
1 komentarz:
Te zdjęcia są rewelacyjne.Wrzuciłe link do Was na mojego FB.Może Wam czytelnictwo wzrośnie.
Prześlij komentarz