czwartek, 22 lipca 2010

knıga cz 12 TAJLANDIA

W Bodrum szczyt sezonu - goraca nıemıloscıernıe, mıelısmy male trzesıenıe zıemı - a Turcja coraz pıeknıejsza :)

DROGA DO NOWEJ ZELANDII
Lądujemy w upalnym, dusznym Bangkoku, szybko wsiąkamy w kolorową Tajlandię. Uczymy się jak omijać naganiaczy, naciągaczy, którzy staojąc pod dworcem kolejowym potrafią kłamać że pociagi nie jeżdżą, a mu musimy kupić u nich bilet na drogi turystyczny autobus. Zwiedzamy słynne świątynie, wspnıala chińska dzielnicę, wieczorami spacerujemy po Kho San Road, pełnej obieżyświatów, seks-turystów, młodziutkich tajlandzkich prostytutek, sklepów, gdzie można kupić azjatyckie pamiątki, wyrobić sobie lewe dokumenty, ulice ktora nigdy nie zasypia… Wspaniala jest tajlandzka stolicaş wspanialy jest tani hostel w ktorym spimy, potezne drzewo, ktore zaglada nam rano do okna, zolte ptakı na galezıach - nie wiemy jeszcze ze kıedys tuş to tego samego hostelu wrocimy - i pewnie jakby nam to ktos wtedy powiedzıal bylibysmy bardzo szczesliwıi... I tak zreszta jestesmy...

Jedziemy do dżungli do malego miasteczka przy birmanskıej granicy – spotkamy niemiecka pare. Od kilku lat przez pół roku pracują w Niemczech, pół roku mieszkają w Tajlandii. Przyjeżdżają zawsze w to samo miejsce, do tego samego taniego hostelu, gdzie w zamian za pomoc, maja darmowe noclegi. Wędrują po dżungli, potrafią godzinami opowiadać o tajemnicach lasu deszczowego. Zapraszają nas na kilkudniową wędrówkę z nimi. Nie możemy – wiza pozwala nam przebywać w Syjamie tylko 2 tygodnie, a chcemy jeszcze zobaczuć słynne rajskie plaże Tajlandii…

Jedziemy tanim lokalnym autobusem - tu nikt nier naciaga nie oszukuje. Czujemy sie nie jak turyscı ale jak goscie.
W Krabi dokladnie rok temu uderzyło tsunami. Wciąż widać ślady zniszczeń. Doniesienia mediów, że morze wciąż wyrzuca szczątki ofiar, odbierają nam ochotę na kąpiel. Czujemy się, jak na cmentarzu. Miejscowi ponoć wciąż opowiadają o duchach, o grających na plaży w siatkówkę postaciach pojawiających się nocą, o krzykach dzieci. Plaże wyglądaja jak plac budowy, odbudowuje się hotele, restauracje, nadmorskie deptaki.
Znajdujemy mały ośrodek na wyspie, całkiem na uboczu, za 5 dolarów za dobę za nas dwoje wynajmujemy domek z palmowych liści. Mieszka z nami Ann z Francji, kobieta po 60. o lasce. Cztery lata temu sprzedała dom i jeździ po Azji. Była w Indiach, który to kraj kocha najbardziej, w Wietnamie, Kambodży, Laosie. Po Tajlandii, tak jak my wybiera się do Malezji. – Problemy? Wszyscy traktuję mnie jak babcię. Nikt nie śmie mnie okraść, ani oszukać - zapewnia. Nie żałuje swojej decyzji, mówi, że odkąd podróżuje jest najszczęśliwszym człowiekiem świata. – Mam wspaniałą emeryturę – śmieje się. – Ludzie mówią, że szczęściara ze mnie. A to nie szczęście, to mój wybór. Dusiałam się we Francji. Tylko rodzina nie chce zroumieć pasji Ann… Jest tu też Markus, symaptyczny Niemiec, który rzucił rok temu palenie. Przez 12 miesięcy pieniądze, za które kupiłby sobie papierosy, lądowały w skarbonce. I za te pieniądze zafundowal sobie wymarzone wczasy w Tajlandii. Narzeka tylko na ceny – jest tu za pośnictwem agencji turystycznej i za domki, za które płacimy śmieszne pieniądze, on płaci po 20 euro za dobę. – Na drugi raz będę wiedział – śmieje się. – Żadnych zorganizowanych wczasów.

Mamy dośc naganiaczy, ludzi, którzy informacji o dworcu państwowych, tanich autobusów, strzega jak największej tajemnicy, ciagnąch nas do drogich turystycznych przewoźników, od których z każdego klienta maja prowizję. Czasem wygląda to tak, jaknby całe miasteczko zmówiło się przeciw nam. Od dzieciaków, po policjantów. Idziemy na stopa. Wyciągam nieśmiało rękę. Zatrzymuje się pierwszy samochód. Niestety, nie jedzie w naszym kierunku. Za chwilę to samo. Jedziemy 500 kilometrów na przyczepie, Tajlandczycy biorą nas na obiad, radzą spróbować gigantycznych, białych larw, potem zawożą pod hostel. Od teraz jeździmy autostopem, który okazuje się w tym regionie świata łatwy i przyjemny. I poznajemy prawdziwa goscınna Tajlandie...

2 komentarze:

uczi pisze...

Nowa skórka na 36*C w Polsce? Pozdrowienia.

Dorotka pisze...

musze znajomej posłac,bo obawia sie rodzine do Tajlandii wypuscic
ze niby choroby tylko i insekta rożne...
niech sie przed naciagaczami zabezpiecza i wyprawa nacieszą :))