sobota, 20 kwietnia 2013

Mestia


Nasz gruziński Nr 1...


MESTIA

Gdzie do Gruzji? Mestia! - zawsze odpowiemy. Cała Gruzja jest piękna, ale totalnie nas zszokowała... Więc spędzamy tu trochę czasu... Swanetia to chyba nasz ulubiony region w Gruzji... I w ściśłej czołówce Najwspanialszych Miejsc, Które Widzieliśmy...

Mestia jest wciśnięta między ośnieżone szczyty - widac stąd i Uszbę i Elbrusa, najwyższe partie Kaukazu na wyciągnicie ręki... W okolicach Mesti są małe wioseczki, skąd widoki urywają głowę... Ale nie tylko wspaniałe góry rzuciły nas na kolana - ale kamienne wieże, niektóre liczące po kilkaset lat, których są dziesiątki, setki... 

Po drodze do Tibilisi zahaczamy Mschetę - o starą stolicę Gruzji - i warto było - jak zwykle miasteczko niezwykle malowniczo położone, w wspaniały kompleks klasztorno-obronny... 






Z Tibilisi w stronę Mestii pojedziemy pociągiem. Tak jakoś nam się ubzdurało, że we wszystkich krajach byłego ZSRR pociągi będa takie same - super wygodne, takie jak w Rosji, na Ukrainie... No, ale takie nie są. I mamy pecha, wytrzymać całą noc w pociągu przypominającym naszą osobówkę to w sumie żaden problem - ale mamy nieciekawych współpasażerów, którzy całą noc łażą, wrzeszczą, zaczepiają, piją... Trudno... Bywa... Nas też oczywiście zaczpeiają, ale udajemy, że nic nie rozumiemy w żadnym języku...

A potem jeszcze kilka godzin w góry - bo do Mestii droga kręta, wąska, ale i widoki nieziemskie. Tutejsze wioski są najwyżej położonymi w calym kraju... W lecie można tu wędrować, zdobywać szczyty... No, ale teraz śnieg, więc zostaje nam tylko patrzenie z dołu, choć planujemy choć troszkę pochodzić... SPotykamy też Polaków, z którymi, jak się później okaże, zamieszkamy i spędzimy kilka całkiem miłych dni. Będziemy razem jeść domowej roboty sery, będziemy razem pić domowej roboty wino. Oni nauczą nas troszkę o gruzińskiej kuchni, a my ich - jak targowac ceny noclegów ;)

Mestia to stara, mała wioska. Stąd wieże - kiedyś, w czasie walk klanów, każda rodzina (mówimy o wielkiej, wielopokoleniowej) miała swoją obronną wieżę, gdzie chroniła się w razie najazdu. Wieże są cudne, niezwykłe, zakochujemy się od razu. Jedna na każdeym podrówku, mają po kilka pięter. Będziemy chodzić po Mestii, pytać ludzi o ich wieże. Będą nam pokazywać z dumą, opowiadać, czasem dziwic się, że aż tak nas te wieże interesują. - Tu każdy taką ma - opowiada starsza pani i zaprasza na barszcz... Wieże są najczęściej prywatne - w doskonałym stanie, bo kamiennie, solidnie w Średniowieczu wznoszone, stają pewnie do dziś. D niektórych można wejść, w innych wewnętrzne schody zasypane, zawalnone. Facynuje nas, że każdy ma swoją wieżę... Raz nasz gospodarz bierze nas do "swojej" wieży, a czyni to nocą (bo tak przy winie jakoś temat wież nam się nasunął) - otwiera, idziemy po sypiących się schodach, przechodzimy przegniłymi deskami. Gdyby nie wino, gdyby nie to, że jest ciemno i nie wszytski widzimy, pewnie w życiu nie wykonywalibyśmy takich akrobacji.... I są w każdej wiosce, wioseczce... I nie możemy sie napatrzyć, nadziwić... Mestia i okolice, właśnie ze względu na wieże sa na Liście Unesco. Nie zawsze ta lista "sprawiedliwa". Ale tym razem - na pewno...



























I kolejn a rzecz, o której się czasem w Gruzji i Armenii zapomina, przynajmniej my zapomnieliśmy - to niemal wszechobecne i przewspaniałe źródła wód mineralnych. Kiedyś sprzedawane w całym ZSRR i uważane za najlepsze. I w Mestii, gdy jeździmy autostopem, miejscowi zabierają nas do źródeł, są z woda niemal bez smaku i są ze smakiem i zapachem ostrym, wyraźnym, są i gazowane... Gruzini mówią, że dzięki tej wodzi długo żyją, nie chorują. Każdy co jakiś czas przychodzi do źródła z wilekimi butelkami, baniakami i zaopatruje się w wodę. Starsi wiedzą, która na co, która jak działa, jak pomaga. 



Jest więc Mestia stara i Mestia nowa, zbudowana dla turystów, w stylu przypominającym alpejskie kurarty, albo może miasteczka Dzikiego Zachodu. Zbudowana a raczej budowana, bo nowe centum dopiero powstaje. Niestety pani w nowiutkim, super wyposażaonym centrum informacji turystycznej nie ma o niczym pojęcia, ale może dopiero się uczy. Powoli zapisuje, ilu nas jest i z jakiego kraju - statystyki... Budowane sa hotele, resteuracje... Jest nawet w Mestii nowiutkie, małe lotnisko... Ponoć już czynne, choć nie widzieliśmy żadengo samolotu... Choć na razie są tu tylko 3 małe sklepiki i nie wiele więcej knajpek. Ale wszędzie można dostać domeowe wino...  ;)



"Nasi" Polacy przyjechali odpocząc, ale i popracować na d projektami. Więc zwykle widojemy się wieczorem, a dni oni spędzają w "domu", my zwiedzamy okolicę. W wysokie góry nie pójdziemy, bo nie ta para roku, i nie mamy odpowiednich butów, sprzętu, ale wybieramy choć jeden trakking - do czoła lodowca. Szlaki w Gruzji nie sa najlpiej oznaczone, więc błądzimy - ale cel udaje nam się, po wielu perypetiach (bo okazuje się, że idziemy nie tą, co trzeba stroną rzeki), po oglądaniu świeżych niedźwiedzich śladów, bo zapierająch dech widokach (a udała nam się pogoda)... Dochodzimy pod sam lodowiec, wracamy po ciemku, a gdy tylko dojedziemy do drogi, zatrzymuje się stary ZIŁ - Gdzie was podrzucić?













Jeździmy po okolicy stopem. I mamy wielkie szczęście. Bo nie ma tu dużego ruchu, więc nie wybrzydzamy, jedziemy tam, gdzie się uda, żeby pooglądać góry, pobyć tu. I zatrzymują nam się mężczyźni, którzy nadzorują budowę wyciągu dla narciarzy. Opowiadają o trasach, o zapleczu, które powstaje. - Powiedzcie w Polsce, żeby na narty do Gruzji... Niedługo będziemy mieć wszytsko, jak w Alpach. A widoko chyba nie gorsze - zachwalają... Okazuje się, że panowie muszę wjechać na samą górę coś posprawdzać. A wjadą... wyciągiem - odpalają wyciąg, wsiadamy... I jedziemy... Na samą górę... Wow, ale mamy widok - dookoła białę szczyty... - Widziecie cały wysoki Kaukaz - tłumaczą nasi dobroczyńcy... - Jesteśmy wysoko, a i pogoda nam się dziś udała...  I znowu - najlepjsze rzeczy są nieplanowane. Najlpesze rzeczy są za darmo. Nawet nie marzyliśmy, że będziemy tui wysoko, że zobaczymy takie widoki... Idziemy grzbietem góry - bo zostajemy tu na kilka godzin.. Wow...

























Gdy nas pytają, gdzie najbardziej podobało się wamw Gruzji - zawsze mówimy - w Mestii... A wcale nie planowaliśmy tego miejsca...